Formacja SGO

20170602 Zawody Ratowniczo Taktycze Grup Paramilitarnych – II miejsce SGO Śląsk/Warszawa

WHO: SGO Śląsk/SGO Warszawa, SGO Gdańsk Sekcja Chaos, SGO Gdańsk Sekcja Sztorm

WHAT: Zawody Ratowniczo Taktycze Grup Paramilitarnych

WHEN: 02JUN17

WHERE: 51.1530483 17.0586389

WHY: 2 miejsce SGO Śląsk, 4 miejsce Chaos, 5 miejsce Sztorm

W dniach 02/06/2017 – 04/06/2017 odbyły się organizowane przez Wrocławski oddział SGO (SGO WORT) zawody ratowniczo taktyczne grup paramilitarnych. I tym razem członkowie SGO Śląsk wraz ze wsparciem z SGO SEC mieli przyjemność uczestniczyć w tym niebanalnym wydarzeniu.

Choć niektórzy z nas dotarli już na miejsce w czwartek, to pełen skład zespołu dotarł na Poligon Raków około południa w piątek. Szybkie przygotowanie namiotów, rekonesans miejsca zgrupowania oraz przywitanie się ze znajomymi zespołami, z którymi mieliśmy przyjemność współzawodniczyć rok wcześniej poprzedziły odbiór identyfikatorów i losowanie kolejności w jakiej mieliśmy podchodzić do zadań dnia kolejnego. Przypadła nam pętla rozpoczynająca się o 7:30, więc przy wszechobecnym upale dobrze to rokowało – być może wykorzystamy nieco porannego chłodu…

Większość wolnego czasu spędziliśmy na ostatecznym skompletowaniu indywidualnych pakietów medycznych, plecaków medycznych, sprawdzeniu niezbędnego sprzętu, ustaleniu procedur, analizie mapy… znalazła się także chwila na drobny scenariusz przygotowany dla nas przez WIRa – wiadomo, błędy lepiej popełnić teraz, niż jutro. Tak. Popełniliśmy błędy. Pozostały czas wypełniła nam krótka wieczorna prelekcja, film i coś, czego nie można zaniedbać, czyli działania integracyjne. Nie udało nam się więc urwać zbyt wiele godzin snu przed zbliżającym się, wyczerpującym dniem.

Już o 6:00 dnia kolejnego obudził nas chłodny poranek, lecz czyste, bezchmurne niebo zapowiadało powtórkę z poprzedniego roku – żar z nieba i wylane wiadra potu. Szybkie zebranie dowódców i wrzucenie na siebie niezbędnego wyposażenia poprzedziło niecałe dwa kwadranse nerwowego wyczekiwania na wypuszczenie nas w teren. W końcu jesteśmy Oscar Mike – szybkim krokiem podążamy w kierunku punktu, który krył dla nas pierwsze zadanie. Czym w tym roku zaskoczą nas instruktorzy?

Zadanie pierwsze to MASCAL, czyli Mass Casualty. Oddział szturmowy podczas opanowywania budynku trafił na IED, które eksplodowało. Naszym zadaniem było zabezpieczenie budynku oraz udzielenie pomocy poszkodowanym. Po zabezpieczeniu odpowiedniego wsparcia i zweryfikowaniu, iż nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo, przystąpiliśmy do działań ratunkowych – sytuację utrudnił fakt, że nasz główny medyk został ranny w obie dłonie (co symulowane było piłeczkami tenisowymi w każdej z dłoni oklejonymi taśmą). Nie dość więc, że musieliśmy zająć się poszkodowanymi w różnym stanie (między innymi szok, amputacja dłoni, rozległe poparzenia czy też masywne obrażenia klatki piersiowej), to nie mogliśmy korzystać z umiejętności jednej z najbardziej doświadczonych u nas medycznie osób. Zadanie wykonaliśmy w stopniu nas satysfakcjonującym, choć instruktorzy podzielili się z nami kilkoma cennymi uwagami podczas podsumowania – najlepiej człowiek uczy się na błędach. Przecierając pot z okularów ochronnych ruszyliśmy ku kolejnemu zadaniu.

Były żołnierz pobił kobietę na ulicy. Funkcjonariusz policji starający się interweniować został pozbawiony przez tegoż żołnierza broni służbowej. Sytuacja wydaje się prosta. Szybki wywiad z policjantem, wezwanie wsparcia i ruszamy by pomóc rannej kobiecie. Niestety sytuacja szybko się komplikuje – były żołnierz nie opuścił miejsca zdarzenia – zamiast tego zaimprowizował nieopodal szubienicę i grozi, że się powiesi, jeśli spróbujemy udzielić kobiecie pomocy. Wg. niego… hmmm… mówiąc delikatnie, była niewierna. Przystępujemy do negocjacji skupiając na sobie uwagę agresora, gdy w tym samym czasie nasi medycy udzielają pomocy poszkodowanej – obrażenia głowy i klatki piersiowej – nic z czym byśmy sobie nie poradzili. Gdy sytuacja jest niemalże opanowana, nie będący chyba w pełni świadom swoich czynów były żołnierz, robi krok naprzód… zaczyna się walka z czasem. Szybkie podniesienie nowo powstałego poszkodowanego, odcięcie liny, na której wisi, opuszczenie go na ziemię cały czas stabilizując jego szyję i założenie kołnierza. Wszystkiemu przygląda się policjant, który z nadmiaru wrażeń… mdleje. Do pełni świadomości szybko przywraca go zabieg założenia rurki n-g. Dla nas koniec zadania – niedociągnięć niewiele, ale kilka cennych uwag znów wzbogaca nasze doświadczenie. Czas iść dalej… czas iść do… WIRa…

Tak… do WIRa… tu nie będzie lekko. Podstęp czai się wszędzie. Jeśli u WIRa coś wydaje się proste, to najprawdopodobniej właśnie nieświadomie brniesz w jakieś bagno. Rozpoczynamy od szybkiego briefingu, niezbędne dane sypią się błyskawicznie, kryptonimy, opis sytuacji, zadanie… Afganistan – zestrzelono myśliwiec F-16D. Tuż przed rozbiciem się maszyny zauważono spadochron. Otrzymujemy znaki szczególne, po których możemy rozpoznać pilota. Naszym zadaniem jest przeszukać teren w promieniu 100m od sygnału beacon emitowanego przez fotel pilota. Mamy minutę na przygotowanie się do wykonania zadania… trochę mało, ale sprawa wydaje się być jasna. Ruszamy – pilota widać z daleka. Zabezpieczamy budynek znajdujący się w pobliżu, będący dla nas największym zagrożeniem, po czym nasi medycy przystępują do udzielenia pomocy pilotowi – masywny krwotok z prawej ręki sprawia, że szybko ląduję na niej opaska. Pozostała dwójka zabezpiecza teren – po chwili otrzymujemy informację o zbliżających się siłach wroga – czas wiać. W strefie TFC zabezpieczamy pozostałe obrażenia – rana postrzałowa klatki piersiowej oraz otwarte złamanie prawej nogi. Do TOC leci 9-LINER – potrzebujemy ewakuacji medycznej – nie wyrabiamy się ze skomponowaniem raportu MIST… cóż, życie. Poszkodowany jest stabilny, śmigłowiec kilka minut od nas, rozkładamy panel sygnalizacyjny. Ze śmigłowca wychodzi do nas medyk i w języku angielskim prosi o raport – rok temu było stękanie, ale teraz udzielamy szybkiego podsumowania sytuacji i przekazujemy kartę pacjenta. Tak, jest czytelna. Dobrze. Otrzymujemy 50 punktów na 100. Dowiadujemy się dlaczego. Fantastycznie… fantastycznie… oczywiście podstawy. W pamięci ląduje bardzo cenna lekcja, którą pozwolimy sobie zachować dla siebie. Pozostałe drużyny otrzymają wkrótce taką samą. Dzięki, WIR 🙂

Oczekujemy zielonego światła by wyruszyć do kolejnego punktu – wolny czas wypełniamy biadoleniem nad poprzednim zadaniem. Emocje zagęszczają powietrze, ale znamy się nie od dziś – szybko powraca werwa i determinacja by skutecznie działać dalej – Ex Unitate Vires – siła SGO. Tym razem mamy do czynienia z porwaniem – jego ofiarą padają żona i dziecko operatora będącego właśnie na misji. Błyskawicznie dowiadujemy się, że tu nie może być żadnych kompromisów względem porywacza. Teren, gdzie przetrzymywani są Anna i Olaf jest otoczony kordonem, jednakże musimy uważać na wspólnika porywacza, który może tenże kordon przeniknąć i wejść na nasze plecy – pomoc pomocą, ale teren trzeba będzie dodatkowo zabezpieczyć. Dzielimy się na dwie dwójki. Jedna zabezpiecza tylne wyjście z budynku, gdy druga wchodzi razem z granatem typu flashbang do pomieszczenia, błyskawicznie eliminując zagrożenie. Teraz czas zająć się poszkodowanymi. Na szczęście dziecku nic się nie stało, jednakże matka jest w cięższym stanie – uwagę przykuwa wytrzewienie, ale to nie ono jest głównym problemem – jest nim rana postrzałowa klatki piersiowej. Ta już moment później zabezpieczona jest opatrunkami okluzyjnymi, więc czas powrócić do wytrzewienia. Trzeba też zająć czymś młodego – lepiej by nie przyglądał się temu, co robimy z jego matką. Chwilę później już po wszystkim – kolejne cenne uwagi na temat tego co moglibyśmy zrobić lepiej, ale generalnie jest dobrze. Chwila przestoju pozwala nam nieco odetchnąć na zacienionej drodze. Ten oddech będzie nam potrzebny już wkrótce.

Tak… czas wspomnieć, że jeden z nas przyjechał na zawody z zapaleniem oskrzeli. Można powiedzieć, że lekarz tego nie polecał… w każdym razie duży wysiłek fizyczny na pewno nie jest w jego stanie wskazany, a to właśnie to, co czeka nasz oddział. Najpierw transport poszkodowanego – technika dowolna. Dla rozluźnienia 50 pompek na parę, potem kilkanaście flipów potężną oponą. By nie ostygnąć – przeczołganie się spory kawałek. Gdy już człowiek jest porządnie odprężony, maska gazowa na głowę i zadanie polegające bądź na rozłożeniu i złożeniu pistoletu GLOCK, rozłożeniu i złożeniu karabinka AK lub też test wiedzy medycznej. Aha – gnaty rozkładają medycy, a test wiedzy robią Ci, co preferują raczej pacyfikację budynków. Mało? Jeden z naszych musi zrobić to DWA RAZY, gdyż nasz “bronchitowiec” nie może. Dajemy radę, ale wysiłek jest… cóż… niemały. Zapomnijmy o tym… chodźmy dalej.

Najbardziej zaskakujący punkt. “Zdejmijcie całe oporządzenie – nie będzie wam potrzebne”. Chwilę później otrzymujemy obraz sytuacji – jesteśmy w Poznaniu i wracamy z baru. Była nas piątka, ale jednej osoby brakuje – chwile później jakimś cudem kontaktuje się z nami na radiu. Została porwana. Do dyspozycji mamy radio, telefon i mapę. Naszym zadaniem było odgadnięcie miejsca pobytu naszej koleżanki, udzielenie jej pomocy przez telefon oraz przekazywanie informacji odpowiednim służbom. Nie jest lekko, tego się nie spodziewaliśmy. Na szczęście pod Kościół św. Jakuba już niedługo podjeżdżają odpowiednie jednostki. Po zakończeniu zadania otrzymujemy wiele uwag – mamy mieszane uczucia. No cóż – nie zawsze może być idealnie. No to dalej…. wróć – to przecież ostatni punkt. Prawie ostatni.

Wracamy do obozu, dyskutując poprzednie blisko 5 godzin zmagań. Stosujemy sprawdzone podejście – zakładamy, że było średnio – może mile się zaskoczymy. Gdy docieramy na miejsce, druga tura już wkłada na siebie szpej… 12:30, oj przygrzeje im. Chwila odpoczynku, posiłek i zadanie poboczne – przygotowanie trauma room’u na zadanie nocne. Następnie czekamy na 18:30 – czeka nas zadanie “niespodzianka”.

Niespodzianka. To powinno być drugie imię WIRa. Do tajemniczego namiotu wchodzą kolejne ekipy. Wychodzą po krótszym lub dłuższym czasie, ale jakoś nikt nie wychodzi uśmiechnięty. Przerzucamy się pomysłami – “pewnie improwizowany junctional”, “nie, pewnie SOFT na prawą rękę”, “a może jakaś przerąbana sytuacja z fantomem gdzie musimy działać w czwórkę?”. No nic… nasza kolej. Odchylamy wejście do namiotu… “Główny medyk – usiądź sobie – będziesz obserwowała; drugi medyk – na ziemię”. Pozostałej dwójce kopaczy drzwi wręczony zostaje JETT – opaska typu junctional. Mamy dwie minuty by założyć ją poszkodowanemu z krwotokiem prawej nogi – wtedy uzyskamy 100 punktów, a później lecą szybko w dół. Czas – start. No dobra – nie mamy pojęcia ile mija czasu, gdy dokręcamy element uciskowy na maxa (a było to około 1m45s). Chwila konsternacji… dobrze? Działa to kurde? Nie działa? FAAAAK! Dociągnijmy! Szybkie odkręcenie, dociągnięcie, dokręcenie. No dobra – lepiej nie będzie – czas stop. Usuwamy but ze stopy naszego pacjenta – WIR wstępnie bada czy coś tam można wyczuć… na palcu ląduje pulsoksymetr… niebieskie linie mrugają na wyświetlaczu… 5s… 10s… “To jest dobrze założona opaska”. Yeah!!! uzyskujemy 50 punktów choć już za pierwszym razem opaska była założona dobrze – mogła być setka. Jak to mówią: “smuteczek”. Z namiotu wychodzimy jako jedyni z punktami – jeszcze nie wiemy, że dzięki temu właśnie wskoczyliśmy na drugie miejsce w ogólnej klasyfikacji. Nie omija nas jednak opieprz od WIRa… mogliśmy to zrobić jeszcze lepiej – no cóż… “myślący medyk”.

Wypłacamy należy wypoczynek przed zadaniem nocnym, którego szczegóły powoli zaczynają do nas spływać. Trafiamy do zespołu Echo wraz częścią innych ekip. Celem operacji jest zwalenie sporego drzewa na linię kolejową przy użyciu materiałów wybuchowych – ma to zapobiec dotarciu transportu amunicji do sił wroga. Wyruszamy sporo po zmroku – podejście pod OBJ przebiega raczej bezproblemowo, co jakiś czas zarządzamy postój by zweryfikować czy jesteśmy w komplecie… przydałaby się optyka do działań w nocy. Zespół Alpha dokonuje detonacji – zaraz po tym otrzymujemy rozkaz by zabezpieczyć ich dwunastą, gdyż muszą sprawdzić czy zadanie zakończyło się sukcesem. Wszystko wydaje się iść po naszej myśli, gdy w oddali słyszymy strzały – okazuje się, że nasz FOB dostał się pod ostrzał przeciwnika. Wracamy w kierunku obozu – zespoły mocno rozciągają się – jest parcie by wejść do akcji… zbyt duże parcie. W końcu nasz zespół dociera do obozu, gdzie panuje totalny chaos – zabezpieczamy przydzielone nam sektory, choć nasi medycy rwą się do roboty. Cóż… rozkaz to rozkaz. Dostajemy kolejny, by zabezpieczyć lądowisko dla śmigła. Rozkaz chwilę później zostaje odwołany, choć transporty MEDEVAC co rusz podejmują kolejnych rannych. W końcu nasi medycy otrzymują pozwolenie na udzielenie pomocy rannym… niestety chwilę później symulacja się kończy. Otrzymujemy gorzki feedback od instruktorów, dyskutujemy wykonanie zadania… w zeszłym roku było lepiej… trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Po nocnych działaniach wreszcie czas na kilka godzin wypoczynku. Apel zapowiedziany został na godzinę dziewiątą, więc wstajemy już nieco po szóstej by zaparzyć spory kubek czarnego płynu i rozpocząć rozbiórkę naszego skromnego obozu. Idzie jak po grudzie, gdyż co chwila wchodzimy w żarliwe dyskusje z innymi ekipami na temat tego co działo się dnia poprzedniego – jeszcze zapewne długo będziemy to wszystko wspominać. W końcu apel – tradycyjnie rozpoczęty wciągnięciem polskiej flagi na maszt. Przychodzi czas na podziękowania dla wszystkich osób, firm i instytucji zaangażowanych w organizację zawodów – lista wydaje się być dłuższa niż rok wcześniej. No i to na co najbardziej czekaliśmy – wyniki! Wsłuchujemy się w nazwy ekip czekając aż usłyszymy naszą… na razie jest dobrze, już jesteśmy w pierwszej piątce, pierwszej czwórce… Nice! Jest już pudło… trzecie miejsce – GROT Giżycko! Coś podobnego! Myśleliśmy, że nas wyprzedzą! W końcu my – miejsce drugie, trzy skromne punkciki za zwycięzcami z FIA i Wyższej Szkoły Podoficerskiej. Uradowani odbieramy nagrody, a są one imponujące – kurs CTM w WIR SOF MED Center dla jednej osoby, pachnąca nowością opaska typu JETT (tak, to taka sama jaką udało się nam założyć podczas zadania “niespodzianki”), roczna prenumerata Special Ops, zacne spodnie z Black Mountain Tactical, ładownica cargo z 5.11 i kilka innych drobnych rzeczy. Not bad! Nadchodzi czas na dziesiątki zdjęć, wzajemne gratulacje, podziękowania… powoli też pakujemy się do naszego środka transportu. I znów idzie to niezbyt efektywnie, bo ze wszystkimi chcielibyśmy zamienić jeszcze kilka słów… W końcu opuszczamy poligon Raków. Ostatnie nagrody fundujemy sobie w restauracji Colonela Sandersa – tradycji musi stać się zadość. Docieramy w końcu do domów, codziennych obowiązków… będziemy tęsknić. Wrócimy za rok.