Formacja SGO

20180113 GF Point 2018 Kategoria TEAM – zwycięstwo SGO

GF Point 2018

W tym roku GF Point 2018 był organizowany w miejscowości Mieroszów w Górach Suchych. Wyruszyliśmy z Gdańska ok. 12:00 całym zespołem: Marek, Gruby, Krawiec (w zastępstwie Kursika) i ja. Wszyscy oprócz Krawca weterani GF Pointa – mało tego – wszyscy trzej dwukrotnie zdobywaliśmy złoto. Teraz po raz drugi mieliśmy bronić I miejsca i wiadomo było, że walka będzie ciężka. Tym razem nasz zespół był w całości z Gdańska. Zdawaliśmy sobie sprawę, że kilka drużyn chciało skończyć z dominacją SGO w kat. team na zawodach GF Point.

Start  kat. Team rozpoczął się 12.01.2018 roku o godzinie 22:00 luźnym przemarszem zespołów z budynku szkoły do budynku MCK gdzie odbyła się odprawa i pierwsze zdanie nocne. Po wejściu na salę zostały rozdane mapy oraz kartki z podanymi współrzędnymi. Trzeba było zaznaczyć współrzędne na mapie, następnie zaliczyć wszystkie zaznaczone przez siebie i organizatorów punkty. Od dokładności zaznaczenia współrzędnych na mapie zależało później odnalezienie w jak najkrótszym czasie tych punktów i powrót do bazy z kompletem zaliczonych punktów kontrolnych do godz. 8:00 rano dnia następnego.

Od 23:00 można było wyruszać w trasę. Do przebiegnięcia było ok 15 km (nam GPS wskazał prawie 20 km). Kto ile czasu potrzebował na wyznaczenie współrzędnych było dowolną sprawą. Najważniejsze było by zmieścić się w limicie czasowym . Każdy z nas powinien mieć  ze sobą plecak z obciążeniem 10 kg plus prowiant i woda, kamizelkę taktyczną mi. 2,5 kg i replikę o wadze min. 2,5 kg. Mój ekwipunek na starcie ważył odpowiednio: plecak – 17 kg, kamizelka 4,95 kg, broń 4,35 kg. Jak co roku preferowałem realizm niż minimalizm – stąd też taka waga wyposażenia jak również to, iż przez cały czas zadania nocnego broń miałem w rękach a nie przytroczoną do plecaka.

Wyznaczenie współrzędnych i ich ponowne sprawdzenie zajęło nam ok. 15 min. Wszyscy z zespołu  aktywnie brali w tym udział. Wydawało się nam, że wszystko jest ok. więc szybkie szpejowanie i w drogę.

27534864_1936486089713515_1739322289_o

Pierwszy punkt był w pobliżu strumienia, przy drodze, zaraz poza miejscowością. Zaliczanie tych punktów było w kolejności dowolnej, ale prawie wszystkie drużyny wybrały ten właśnie punkt jako pierwszy. Przed nami był jeden team i nie zamierzaliśmy go zgubić. Niemniej już do kolejnego punktu  szliśmy sami – widocznie pozostali wybrali inną drogę. Na punktach trzeba było tylko odbić perforację na karcie. Do drugiego punktu szyliśmy już na azymut (nie po drogach) przez las i pola, ale dzięki temu zyskaliśmy sporo cennego czasu. Teren nie był najłatwiejszy, strome podejście i marsz w śniegu, jednak byliśmy dobrze przygotowani fizycznie i jak dotąd nie stanowiło to dla nas większego wysiłku. Punkt drugi zaliczyliśmy jako pierwsi. W drodze do punktu trzeciego minęliśmy Formację Śląsk (którą serdecznie pozdrawiam). Do punktu trzeciego szliśmy również na azymut poprzez pola i las ale udało się i bez większych przeszkód go znaleźliśmy.

W tym momencie skończyła się nasza dobra passa – punkt czwarty okazał się niezbyt dokładnie wyznaczony przez nas na mapie, co poskutkowało dodatkowymi kilometrami w nogach i ok. półgodzinną stratą czasu. Miało to swoje konsekwencje w dalszej części biegu ponieważ narzuciliśmy dosyć ostre tempo do kolejnego punktu. Całe szczęście był on wyznaczony prawidłowo – ale pośpiech motywowany chęcią odzyskania straconego czasu okazał się fatalny. Z punktu wyruszyliśmy biegiem, mając za plecami latarki kolejnych drużyn i zabiegliśmy za daleko. Gdy się zorientowaliśmy, nie pozostało nam nic innego jak kontynuować marsz dalej nadkładając ok. 2,5-3 km. Ale się udało. Odznaczyliśmy przedostatni punkt i wyruszyliśmy do ostatniego punktu kontrolnego. Było tam zadanie z użyciem replik tzw. kiling house.

W tym roku moja replika (nota bene – zeszłoroczna wygrana) została gruntownie przygotowana przez naszego znajomego (byłego członka SGO) Zalczyka z Magnum Areny. Nie dość, że ją przestrzelaliśmy, to dodatkowo uzbroiliśmy w kolimator i laserowy wskaźnik celu. Zalczyk zrobił świetną robotę, właściwie dobrał wagę kulek, podkręcił hop up – praktycznie raz za razem mój strzał był w celu. To samo z repliką Marka – również świetnie ją przygotował. Dzięki temu skończyliśmy zadanie grubo przed wyznaczonym czasem 3 minut. Do bazy wróciliśmy ok. 3:30 czyli półtorej godziny przed otwarciem limitu czasu. Przyszliśmy jako druga drużyna ale nie martwiło nas to bo czas do godz. 5:00 i tak nie był brany pod uwagę.

Mięliśmy przed sobą 4 godziny odpoczynku – okazał się że Gruby nie wziął śpiwora tylko karimatę – ja natomiast miałem śpiwór ale bez karimaty- tak więc on spał na karimacie bez śpiwora – ja w śpiworze na gołej podłodze.  Było ciepło, więc na początku nie było problemu. Chwilę udało mi się zdrzemnąć jednak wejścia kolejnych ekip skutecznie mnie wybudzały i jednocześnie wychładzały salę. W pewnym momencie Gruby zaczął się trząść jak galareta z zimna. Skończyło się tak, że spaliśmy pod jednym śpiworem.

Rano – 8:00 ruszyliśmy w dalszą drogę – do pokonania ok. 30 km. Całe szczęście po nocnym marszu mundury zdążyły nam  nieco przeschnąć więc nie było tak źle.

Ruszyliśmy do punktu pierwszego – wiaty pod pobliskim szczytem – był tam test z ASG – tylko dzięki przypadkowi myślę, że poszedł nam nawet dobrze. W Magnum Arena przed wyjazdem przeszedłem krótkie ale intensywne szkolenie z wiedzy ASG – wydaje się, że było owocne. Tam spotkaliśmy też Dangera z edycji Profesional, która wystartowała rano. Nagle na trasie zrobiło się tłoczno.

Zdjęcie 2

Mając na uwadze błędy nawigacyjne z nocy, tym razem uważniej i częściej przyglądaliśmy się mapie. Kolejny punkt – ważenie repliki i kamizelki – moja waga się potwierdziła – to był dopiero początek biegu więc dalej dźwigałem prawie całe wyposażenie.  Kolejne forsowne podejście pod górę i zejście w dół w towarzystwie Dangera do kolejnego punktu na terenie byłego sanatorium w Sokołowsku, tam podbicie perforacji i dalej w drogę. Danger biegiem poszedł do przodu, my szybkim marszem za nim.

Zdjęcie 3

Nasz kolejny punkt – test sprawności fizycznej – 5 pajacyków, 10 przysiadów i szybki sprint pod górę w wszystko w czasie poniżej 60 sek. Wszystko w kamizelce taktycznej i z repliką. Ustaliliśmy, że to ja będę reprezentował nasz team. Tutaj odczułem moją 3 kilogramową nadwagę kamizelki i prawie drugie tyle repliki. Udało się jednak zmieścić w czasie 60 sec., niemniej zasapałem się jak niedźwiedź.

Na tym punkcie minęliśmy się z teamem, który jak się okazało na koniec jako pierwszy ukończył bieg.

Dalej szybkim marszem do kolejnego punktu – test z wiedzy pierwszej pomocy. Udało się nam go zaliczyć z dobrym wynikiem i 10 minutami na plusie w stosunku do poprzedniej drużyny. Mijaliśmy się z nią później na kolejnych punktach.

Następnie droga wiodła ostro pod górę w prawdziwej zimowej scenerii – dużo śniegu, chłodno, i cały czas  pod górę. Kolejny punkt był w schronisku Andrzejówka. Tam rozwiązywaliśmy test z wiedzy z wojskowości. Nie było najgorzej, jednakże dwóch czy trzech pytań nie byliśmy pewni i strzelaliśmy.

Zdjęcie 4

Dalej znów forsownym marszem, dalej pod górę, śniegu co raz więcej – ostatnie 500 m na szczyt (Suchawa 928 m npm) brnęliśmy w śniegu po kolana – z racji tego że byliśmy jako jedni z pierwszych, to my torowaliśmy drogę innym, więc nie było łatwo. Na szczycie podbiliśmy perforację i biegiem przez zaspy z powrotem na dół i dalej w trasę – niżej, drogą bez większych problemów dotarliśmy do kolejnego punktu – podbicie perforacji i marsz zgodnie z mapą do kolejnego punktu, który wg. mapy znajdował się niedaleko więc liczyliśmy na szybkie dotarcie do niego.

Zdjęcie 5

Okazało się, że jest niedaleko, jednakże znajduję się na szczycie z ok. 200-300 metrowym podejściem o nachyleniu 70 stopni, po kolana w śniegu. Ślisko, zimno, jeszcze raz ślisko. Podejście było mordercze. Dodatkowo z moich kijków nie mogłem zdjąć gumowych zabezpieczeń więc nie wbijały się one w grunt tylko ślizgały co dodatkowo utrudniało mi wejście. Było to zdecydowanie najtrudniejsze podejście. Na szczycie wejście na wieżę widokową, bardzo zimno, silny wiatr, wszystko oblodzone. Po zejściu z wieży ważenie plecaków – prawie 16 kg – czyli cały ekwipunek prawie 26 kg. Zaczynałem już czuć każdy kilogram na barkach. Ręce mi zgrabiały, całe szczęście miałem ze sobą zimowe rękawice – zanim je jednak wyciągnąłem, założyłem plecak na plecy, okazało się że reszta teamu jest już w połowie drogi na dół. Całe szczęście Maro zaczekał na mnie i pomógł mi się doszpejować. Zejście było jeszcze gorsze, parę razy jechałem na tylnej części ciał i tylko cudem udało mi się wyhamować przed drzewem.

Na dole minęliśmy się ponownie z Formacją Śląsk – wiedzieliśmy że mamy nad nimi przynajmniej 45 min. przewagi – było mi ich jednak szkoda. Oni dopiero byli przed wspinaczką.

Do kolejnego punktu praktycznie całą drogę przebyliśmy biegiem – całe szczęście w przeważającej części w dół. Dobiegliśmy do punktu przeprawy linowej. Każdy z członków teamu musiał przejść na zawieszonej wysoko na d drogą linie. Dla nas nie było to nic nowego ani trudnego  –  nasze treningi obejmują tego typu aktywności fizyczne. Nie obyło się bez urozmaicenia – Marek postanowił sprawdzić czy jego zęby są twardsze niż stalowe części oporządzenia wspinaczkowego – okazało się że nie są. Po wstępnym opatrzeniu go na miejscu, ruszyliśmy w dalszą drogę.

Zrobiliśmy pętlę i znaleźliśmy się ponownie przy punkcie sprawności fizycznej. Tutaj czekało nas ponowne strome podejście pod górę – równie strome co na wierzę i dłuższe, jednakże bez takiej ilości śniegu.  Niestety nie wydawało mi się ono przez to łatwiejsze. Wręcz przeciwnie – zmęczenie już dawało o sobie znać i raczej wlokłem się pod górę niż wchodziłem. Na szczyt dotarłem jako ostatni. Jakieś 300 m dalej był kolejny punkt – do mety co raz bliżej i ta świadomość dodawała nam sił.

Również obawa o naszą pozycję – straciliśmy z oczu poprzedzającą nas drużynę i to zaczynało nas niepokoić. Co prawda mogli obrać inną drogę ale wiedzieliśmy że są co najmniej 10 -15 min. przed nami.

Teraz droga prowadziła cały czas w dół – w pewnym momencie trochę się zagapiliśmy i w efekcie musieliśmy na przełaj przez pola, rowy i płoty iść do kolejnego punktu.

Zdjęcie 6

W oddali majaczyły sylwetki kolejnej drużyny, która z racji tego, że szła szlakiem dotarła na punkt przed nami.  Postanowili tam jednak trochę odpocząć – my ruszyliśmy od razu w dalszą drogę – zostały nam tylko dwa punkty do zaliczenia. Szybkim, forsownym marszem szliśmy do przodu – prowadził Gruby z Marem, potem Krawiec i ja na wlokłem się na szarym końcu co rusz podbiegając co chwila do Krawca i znowu zostając w tyle. Dotarliśmy w końcu do punktu kontrolnego – polegał on na trafieniu w cel z repliki. Strzelaliśmy z Grubym z mojej – gruby tylko jedno pudło – ja niestety trzy. Pocieszeniem był fakt, że jedyny team, który dotarł tam przed nami miał takie same wyniki a tylko ok. 15 min. przewagi czasowej. Narzuciliśmy szybkie tempo i tuż przed ostatnim punktem się z nimi minęliśmy. Oni biegli do mety – my na ostatni punkt. Tam było wejście na 4 metrową linę. Znowu moja kolej – dłużej trwało zdejmowanie kamizelki i plecaka niż wejście – niestety nie pozwolono mi wejść w całym szpeju – względy bezpieczeństwa.

Po zaliczeniu punktu cały czas biegiem do mety.

Zdjęcie 7

Wiedzieliśmy, że jesteśmy drudzy – różnica czasowa ok – 10-15 min. Jeżeli byli lepsi od nas na testach i punktach kontrolnych to o zwycięstwie możemy zapomnieć.  Szybka konsumpcja grochówki i luźny marsz do punktu zbornego w szkole – tam upragniony prysznic, ciepła herbata i wreszcie odpoczynek.

Niepewność nas nie opuszczała – widzieliśmy że mamy szansę na pierwsze miejsce a na pewno będziemy na podium. Nawet żaden z nas nie był oglądać replik przeznaczonych na nagrody dla zwycięskiego zespołu. Nie chcieliśmy zapeszać. Ogłoszenie wyników było dla nas dużą niewiadomą. Zespół, który był przed nami – młode chłopaki najwyżej dwudziestokilkuletni, jeden w jeden szczupli, wysportowani –  z moimi 44 –ma wiosnami na karku i Mara 37 –ma mieliśmy nikłe szanse.

A jednak udało się wygrać!!!

Zdjęcie 8

Według pomiaru czasu byli od nasz szybsi o 15 minut, jednak my zyskaliśmy więcej punktów bonusowych na testach – wynik końcowy nasz czas 10:52, drugi team 10:57, trzeci team (Formacja Śląsk) 11:37.

Naprawdę się cieszyliśmy – trzeci raz z rzędu udało się nam obronić tytuł i wygrać tę najbardziej wymagającą kategorię w GF Point. Za rok bieg jubileuszowy – już teraz wiemy, że będzie ciężko. Jest kilka ekip, które zapowiedziały nam, że za rok będą walczyć z nami o pierwsze miejsce.

Nasza radość była tym większa, że w kategorii Profesjonal: Danger zajął II miejsce a w kategorii Adventure: Team II SGO zajął II miejsce a Team SGO WORT III miejsce.

DSC_0930