Formacja SGO

20180825 relacja IX Bieg Morskiego Komandosa Hard historyczny (2)

W dniach 25-26 sierpnia 2018 roku odbył się już po raz dziewiąty Bieg Morskiego Komandosa. Był to dla mnie trzeci start w tym ekstremalnym biegu, gdzie po raz kolejny mogłem sprawdzić siłę swojego charakteru. Każdy kto choć raz uczestniczył w tym biegu wie, że to nie nogi biegną a „głowa”. Jest to jeden z lepszych sposobów, żeby zobaczyć i przekonać się na ile nas stać oraz jak twardzi jesteśmy.
Moim celem jest wystartowanie chociaż raz w każdej konkurencji stworzonej przez organizatorów BMK. Dlatego w tym roku startowałem w kategorii Hard Historyczny.

Start był zaplanowany na 4.45 rano. I tak też się zameldowałem. Byłem już na plaży ok 4.15, aby w pełnym wyposażeniu (pełne umundurowanie, plecak z balastem, który dostaliśmy od organizatorów, gumowa atrapa karabinu szturmowego AK-47 oraz hełm Wojska Polskiego) sprawdzić czy wszystko gra i co nieco skonfigurować, aby wszystko działało jak należy. Jednak niezupełnie tak wyszło o czym opowiem później.

Przed biegiem zostałem wsparty dobrym słowem od Maria i Skoczka, którzy mimo startu późniejszą porą przyszli wesprzeć gotowego do grubej rywalizacji Grubego.
Wybiła godzina prawdy. Kilka słów od spikera wyjaśniających co to za bieg, po co tu jesteśmy i się zaczęło. Ruszyła maszyna a ja wśród tych mas, sprawnych i silnych ludzi, którzy tak jak ja przyszli tutaj powalczyć o podium. Walczyłem w imię starej szkoły biegania.
Etap na plaży mocno wszedł w nogi, ale to był dopiero przedsmak tego co nas czekało na górach znajdujących się w sąsiedztwie Kolibki Adventure Park. Po zasiekach, ścianach, drabinkach, piaszczystych podbiegach zaczęły się uwielbiane przez wszystkich kanały. Tam jak zwykle jest chwila wytchnienia i odpoczynku dla stóp. Tam zaczyna się kombinacja alpejska, aby jak najszybciej wykaraskać się z jednego kanału i wślizgnąć się do drugiego. Każdy ma swoją technikę na pokonanie kanału, a to na czworaka, a to na brzuchu, a to na pająka. Po kanałach i zbiegnięciu potokiem w stronę plaży kierowaliśmy się w stronę Kolibek, aby tam pokonać kilka przeszkód przed brama wjazdową. Następnie przemierzaliśmy lasy, w których przeszkodami było ukształtowanie terenu. Niestety przez zbyt intensywny okres przygotowawczy do biegu nie miałem mocy w kopytach aby walczyć w szybszym tempie z górkami i tylko pod nie truchtałem. Jak się okazało nie był to jedyny kłopot w tej edycji. Zaczął zawodzić mnie sprzęt, a ściślej mówiąc rozwiązywało mi się mocowanie od atrapy karabinu i to znacząco mnie spowalniało, przez co moi bracia od rywalizacji zaczęli mnie zjadać. Dałem sobie spokój z ciągłym poprawianiem sprzętu i przełożyłem tą złość na szybkość biegu. Na mecie zameldowałem się na drugim miejscu.

Bieg jak zwykle dał się mocno we znaki, pomimo znajomości z poprzednich edycji części przeszkód i charakteru imprezy to jednak byłem zajechany, ale pozytywnie. Moim zdaniem o to właśnie chodzi, aby móc zmierzyć się ze sobą, a potem z innymi uczestnikami biegu. Wtedy właśnie udowadniamy sobie to co chcieliśmy. Z niecierpliwością czekam na następną edycję, która to będzie już X edycją tego biegu. Dla mnie to możliwość startu w kolejnej konkurencji, aby być coraz bliższym osiągnięcia zamierzonego celu.

Relacja: Gruby