Formacja SGO

20160829 Bieg Morskiego Komandosa – I miejsce kategorii Hard, IV miejsce kategorii Team HARD i Team SPRINT

Tegoroczna VII edycja w kategorii Team zgromadziła całą śmietanką dobrych zespołów, których skład obfitował w zwycięzców poprzednich edycji kategorii Hard i Sprint. Od samego początku wiedzieliśmy, że nie będzie lekko – niemniej apetyt rozbudzony przez dotychczasowe sukcesy był wysoki. Zobowiązywało też drugie miejsce zdobyte przez nasz zespół w zeszłym roku.

Była też ona zdecydowanie najtrudniejsza – wcześniejsze deszcze sprawiły, że cały teren parku Kolibek obfitował w bagna, błoto, wodę i wszystkie atrakcje z tym związane.

Tor przeszkód na plaży – zwany katorgą był bardzo wymagający – doły z wodą, zasieki, kontenery, opony, pochylnie – wszystko to sprawiło, że już na początku nasz zespół dostał nieźle w kość. Ja osobiście czułem się potwornie zmęczony na samym końcu – dobrze, że wtedy właśnie następował odcinek wodny, gdzie można było chwilę odpocząć i ochłodzić rozgrzany organizm. Temperatura powietrza w tym roku była wysoka, pogoda dopisała – co niestety dla zawodników oznaczało zabranie dodatkowej ilości wody.

Skład naszego zespołu był identyczny jak w zeszłym roku: Danger, Marek, Kursik i ja. W ostatniej chwili z zespołu do kategorii Hard 1 przesunęliśmy Grubego (ze względu na nadwyżkę zawodników teamowych), co okazało się strzałem w dziesiątkę – był najszybszy i  zdobył pierwsze miejsce w tej kategorii.

Zaczęliśmy ostro – plażowy tor przeszkód przeszliśmy jako jedni z pierwszych. Niestety odcinek wodny opuściliśmy w połowie stawki, kilka zespołów zdołało nas w wodzie nieznacznie wyprzedzić.

14195193_1194117973988868_5974664641805195567_o

14207716_1194121000655232_2962952257114108965_o

14206148_1194118190655513_5105100063471760791_o

14196059_1194121033988562_925861165615025881_o

Nadrobiliśmy to zaraz na lądzie i w efekcie skład czołówki po 10 minutach się ustabilizował – biegliśmy na piątym miejscu. Nie dawaliśmy z siebie od razu 100% zachowując siły na dalszy bieg i na finisz na torze przeszkód już na terenie parku w Kolibkach.

14188374_1194118333988832_2506419679653129580_o

14195982_1194118670655465_7828904118369017200_o

 Szczególnie mocno dały się nam w tym roku podbiegi – dodatkowym wysiłkiem było dwukrotne wejście na wieże, na wysokość kilkudziesięciu metrów. To tam za drugim razem zespół przed nami zabrał nasz balast – czyli 20-to kilogramową belkę. Niby każda belka waży tyle samo, jednak już przyzwyczailiśmy się do jej układu i nowa była na początku trochę uciążliwa. Kusik już w trakcie podmiany to zauważył, jednak mimo jego głośnych krzyków z wieży chłopaki przed nami i tak nam ją zabrali. Dogoniliśmy ich po ok. 1,5 km i głośną wymianą zdań przedstawiliśmy swoje argumenty co do takiego zachowania. Wszystko skończyło się jednak pokojowo – wyprzedając ich życzyliśmy im szczęścia z naszą belką.

Byliśmy obecnie na czwartym miejscu z 6 minutową stratą do trzeciego zespołu. W tunelach błotnych zdołaliśmy zmniejszyć dzielący nas dystans do trzech minut. Będąc w połowie tuneli jako pierwszy słyszałem, że są niedaleko przed nami. Czołgając się w tunelach ciągnąłem za sobą belkę – Marek, który szedł tuż za mną, pomagał mi popychając ją do przodu, gdy ja opadałem z sił. Tam zaczęły mnie łapać skurcze z powodu wysiłku i ograniczonej przestrzeni ruchowej. Całe szczęście po wyjściu z tuneli odpuściły i mogliśmy narzucić szybsze tempo. Odległość między nami a trzecim zespołem nieznacznie acz systematycznie się zmniejszała.

Po dotarci na tor przeszkód na Kolibki czyli niecałe 2,5 km do mety mieliśmy ok. 3 minut straty. Tutaj spotkał nas gorący doping naszych rodzin i znajomych. W tym miejscu chciałbym podziękować mojej rodzinie (a szczególnie mojej żonie), która wspierała mnie podczas biegu jak i przygotowań – gdyby nie jej wyrozumiałość i cierpliwość, mój start stałby pod znakiem zapytania.

14207735_1194121730655159_2258389878313184488_o

14231825_1194118793988786_6921869172295063368_o

Narzuciliśmy zabójcze tempo biegu i pokonywania przeszkód – poskutkowało to tylko minutą przewagi poprzedzającego nas zespołu na jakieś 700 m przed metą.

W pewnym momencie, przechodząc przez siatkę pomogliśmy damskiemu, dwuosobowemu zespołowi edycji Team Sprint, który nie mógł wnieść swojej belki na górę. Tam straciliśmy ok. minuty i być może to ona właśnie zaważyła na finiszu. Przeszkody pokonywaliśmy w ekspresowym tempie. Swoim stylem i tempem  pokonania przeszkody linowej Kursik wywołał ogólne owacje wśród osób nas obserwujących. Był bezapelacyjnie najszybszy – jeszcze tylko podbieg pod górę, ściana z zawieszonych opon i byliśmy już na zjeździe do finalnego „błotnego jeziora”. Tam właśnie dogoniliśmy zespół z trzeciego miejsca. Byliśmy na tyle blisko, że na metę wbiegłem razem z nim – co zarejestrował pomiar czasu – automatycznie klasyfikując nasz zespół na III miejscu.

14242397_1194121767321822_1029605004026351685_o

Zasady fair play jednak obowiązują – przed zakończeniem klasyfikacji wyjaśniliśmy sędziom, że mimo iż czas naszych zespołów był identyczny, to ja byłem na mecie sam (miałem przy sobie chip), a zespół przed nami był już w całości i to oni finalnie zajęli trzecie miejsce. Pozostał lekki zawód , że nie daliśmy rady na tych ostatnich miejscach dogonić poprzedzającego nas zespołu – choć wg. regulaminu (i zdania niektórych kibiców – oczywiście nam sprzyjających 😉 ) powinni mieć doliczone „karne” minuty za niepokonanie wszystkich przeszkód.

14231380_1194118730655459_2707946430177733117_o

14231256_1194118763988789_2085007868418602971_o

Jednakże styl w jakim nasz cały zespół pokonał ostatnie kilometry toru przeszkód zrekompensował nam z nawiązką czwartą lokatę. W mojej ocenie było to wynikiem naprawdę wyjątkowej współpracy wszystkich czosnków zespołu, zgrania, hartu ducha i woli walki do ostatniej minuty.

Na koniec chciałbym dodać, iż następnego dnia moje dzieci (syn lat 6 i córka lat 10) pobiegły w Biegu Małego Komandosa – dając z siebie wszystko, nie zatrzymując się ani na chwilę i nie narzekając na trudy przeszkód, pomimo tego, iż na metę wbiegły potwornie zmęczone i wyczerpane. Mam nadzieję, że ten duch zostanie w nich już na stałe.

Relacja:

Mario (SGO Gdańsk)