Formacja SGO

20170923 Relacja z Ogólnopolskiej Selekcji SGO autorstwa Małej

23 września stawiłam się o umówionej godzinie i miejscu w Gdyni na ogólnopolską selekcję do SGO. Nie bardzo wiedząc co mnie czeka, ani czego się spodziewać…
Pierwsza moja myśl, po co brałam mundur, jakbym była po cywilu to mogłabym uciec, a tak wiadomo, że ja to ja i będzie wstyd. Trudno, powiedziałam A to muszę powiedzieć B.

Szybka zbiórka, trochę sprzętu do wniesienia pod górę, zaczyna się… Krótki wywiad zdrowotny, nadanie numerków, przedstawienie zasad, sprawdzanie zawartości plecaków. Tu wielką radość mieli instruktorzy, gdy znaleźli u mnie Stoperan (temat wracał przez kolejne 24 h). Leki zostawili ale jedzenie zabrali. Szlak trafił moje batoniki energetyczne, odżywki itp. Myślę sobie: no pięknie. Może jestem Mała ale muszę jeść!
Pierwsze zadanie. Mamy wykonać mapę plastyczną okolicy. Robię wielkie oczy bo nie wiem co to jest mapa plastyczna, a tym bardziej nie znam Gdyni. Mieliśmy korzystając z wszystkiego co było pod ręką, wykonać odwzorowanie pobliskiego obszaru (dróg, wzgórz, budynków i innych istotnych lokalizacji). Na szczęście byli rekruci z trójmiasta, więc wspólnymi siłami daliśmy radę. Wykazaliśmy się wysoką inteligencją, gdyż usytuowaliśmy naszą mapę na drodze dla jeepów… Długo się nią nie nacieszyliśmy bo droga okazała się być intensywnie użytkowana.

IMG_20170923_100935_HDR

Wszyscy byliśmy wciąż pełni energii i zapału, więc nadszedł czas żeby to zmienić. Zaczynamy „WF”. Podbiegi po błocie wraz z towarzyszącymi okrzyki „dajesz, dajesz”, „tempo” „kto wydał komendę gleba?”. Bezcenne… Dalej pompki, drążek, przysiady, padnij/powstań, rozkładanie AK. Tutaj naprawdę się popisałam (inaczej). Nie minęło wiele czasu i już przylgnęła do mnie łatka najsłabszego ogniwa. Dobra, jeszcze zobaczymy…

IMG_20170923_113630_HDR

Kolejna seria ćwiczeń. W skrócie pompki, pompki i jeszcze raz pompki. Tak na poważnie instruktorzy zadbali o wszystkie nasze partie mięśni. Za co oczywiście byłam im bardzo wdzięczna. Niestety jeden z rekrutów tutaj zrezygnował.

Lecimy dalej. Kolejny punkt. Worki z piaskiem, żeby plecaki nam dobrze leżały. Podziwiam siebie w myślach, że rano jeszcze wywalałam graty, aby nie dźwigać za dużo. I elegancko, 10-15kg gratis i lecimy dalej, oczywiście pod górę. Postój, każdy postój oznacza podpór przodem. Plecak ciąży. Klnę w myślach na siebie, co za łeb, po co mi to było. Nie dam rady i będzie wstyd. Na szczęście nie było czasu na dalsze rozmyślenia. Czas na kolejne ćwiczenia: pompki, planki, brzuchy, zabawy z kettlami i…sparingi. Myślę, no to Mała dostaniesz łomot. Nic się nie pomyliłam. Ja metr sześćdziesiąt w kapeluszu, mój przeciwnik prawie dwa bez kapelusza. Kolejny test ze strony instruktorów. Pierwszy strzał, kask mi się obrócił na głowie, nic nie widzę. Cios za ciosem dzielnie przyjmuję, przecież to tylko 1 minuta. Dam radę. Słyszę od instruktorów żeby atakowała ale gdzie, jak? Znowu się wykazałam.

IMG_20170923_120943_HDR

Przyszedł czas na odpoczynek, czyli przyjmowanie wiedzy na zmęczeniu. Zasady bezpiecznej obsługi broni w skrócie BLOS. Uczymy się oczywiście w podporze przodem. Ja niemająca pojęcia w temacie, nadrabiałam braki wiedzy pompkami.

Następnie poszliśmy w las, ćwiczyć poruszanie się w podstawowych formacjach. Znowu moja niewiedza skutkowała pompkami. Podobno podczas ćwiczeń fizyczny szybciej człowiek się uczy: „kto nie jest dobry w taktyce, nadrabia w kinetyce”. Przeżyłam, ostygłam więc czas na coś bardziej dynamicznego. W 4 osobowych zespołach + belka 20kg biegniemy przez tor przeszkód i inne atrakcje Biegu Morskiego Komandosa usytuowanych w Kolibkach. Instruktor co by nas zmotywować robi tą samą trasę z obciążeniem, które przypadało nam na czterech. Zadziałało. Znowu zwątpiłam. Myślę co za kocur, szacun i podziw. Co ja tu robię?

IMG_20170924_093847_HDR

Już mam dość, a to początek i olbrzymia góra piachu przed nami. Chłopaki wciągają drewnianą belkę, ja wpycham i wpadam w ten cholerny piach prawie po pas. Myślę zostanę tu jak nic. Rekrut przede mną zauważa brak mojego oddechu na swoim karku, wyciąga pomocną dłoń i lecimy dalej, a tu kolejna góra piachu. Potem parę przeszkód, na których trzeba współpracować ze sobą. Instruktorka Iwona pyta się czy mi pomóc. No bez jaj, jestem cały czas na oku instruktorów. Jest ok przecież… Kolejne przeszkody, ścianki itp atrakcje. Nie rezygnuję ale kolejny rekrut tak.

DSC_8351

Czas na odpoczynek czyli blok szkoleniowy. Czerwona taktyka. Słucham z zaciekawieniem ale zmęczenie robi swoje. Głód nie daje mi o sobie zapomnieć, bardziej skupiam się na tym co jeden z instruktorów je, niż pierwszej pomocy na polu walki. Kończy się to pompkami. Wszystkich dopada już zmęczenie, zapada więc decyzja o małej rozgrzewce. Biegamy sobie pod górę i z powrotem i znowu pod górę. Kolejne ćwiczenia co by rzeźbę do rana zrobić. Na deser chwyt strażacki i rundka po lesie. Znowu chwila zwątpienia, najlżejszy rekrut 72kg… Nie wiem jak moje 53kg go przeniosło, ale to był dowód, że człowiek może dużo więcej niż mu się wydaje. Dobra spadł kilka razy, ale doniosłam go całego.

Nadszedł czas na przepytywanie z protokołu MARCHE. Na długo pozostanie w mej pamięci. Każda niezadowalająca odpowiedź to był bieg pod górę z tym cholernym plecakiem. Instruktor co i raz pytał czy chcę zrezygnować, im więcej razy pytał tym bardziej byłam pewna, że nie chce. Ostatnie podbiegi to już robiłam prawie na kolanach, łapiąc się gałęzi, przewracając co chwila i powtarzając w głowie protokół MARCHE.

Wieczorem ruszyliśmy na spacer po lesie. Śpiewaliśmy sobie maszerując po górkach i pagórkach. Pełen relaks. Tutaj musiał zrezygnować kolejny rekrut,. Z powodów zdrowotnych medyk nie dopuścił go do dalszego etapu.
Nadszedł czas na kanały. Jak podkreślali instruktorzy te okoliczności przyrody były wyróżnienie dla rekrutów z Warszawy. W podziemnych, ciemnych, wąskich korytarzach dostaliśmy kolejne zadanie. Partyzancki rajd na obiekt lasami, kanałami, tunelami, z dala od głównych ulic. Po całym dniu miałam dość. Plecak ciążył z każdym krokiem coraz bardziej. Nogi wchodziły w d***. Mokre buty i spodnie nie pomagały. Zadanie ukończyliśmy na czas, więc czekał nas odpoczynek. Kolejny rekrut zrezygnował, tym razem z powodu kontuzji.

IMG_20170923_204212

Rozbijamy obozowisko i ustalamy dyżury, większość padła, więc Ci co nie zdążyli pilnują ognia i gumikałachów. W nocy krótki WF żeby nie ostygnąć. Ja się bardzo ucieszyłam, bo mimo sprzyjającej temperatury na dworze, mokre ciuchy dawały się we znaki. I do rana spokój, nie licząc rozpalania ogniska, które jeden z instruktorów nam zapewne „nie chcący” zgasił.

Ranna zabawa odbywała się na plaży. Dostaliśmy ponton wypełniony sprzętem (bo do plecaków już się przyzwyczailiśmy) i lecimy z nim przez górki i pagórki nad długo oczekiwane morze. W skrócie była kąpiel, piach, pływanie pontonem bez wioseł, czołganie, skakanie, bieganie. Poranna zaprawa.

IMG_20170924_075422_HDR

Na śniadanie dostaliśmy kiszonego śledzia. Nie dość, ze dopiero w morzu pozbyłam się zapachu szlamu to od tej pory waliłam… tu mi brakuje słów. Większość dzielnie przełknęła rybny kąsek, ja szybko skorzystałam z propozycji pozbycia się treści z żołądka.
Na koniec posiedzieliśmy sobie w kanałach. Jedni chrapali, inni wpadali powoli w hipotermie, a wszystko po to by ruszyć żwawo z przykurczami na kolejny tor przeszkód. Znowu górki, schodki, sparing, pytania zmuszające do myślenia.

Oddając gumiaka zeszło ze mnie całe ciśnienie, do momentu propozycji dokładki śledzia, albo kilkuset powtórzeń ćwiczeń fizycznych. No cóż, chciałaś to masz myślę…

IMG_20170924_102357_HDR

Decyzja o przystąpieniu do selekcji była jedną z lepszych w moim życiu. Wiem, że granice wyznacza moje głowa i wiem jak je pokonywać. Postawiłam na rozwój fizyczny, zrozumiałam jak ważna jest współpraca w zespole. Hartowanie osobowości i rozwój osobisty, przejście selekcji jest początkiem tej drogi.

Mała
Rekrut SGO Warszawa