Formacja SGO

20171118 II (Górska) Ogólnopolska Selekcja SGO – relacja uczestnika

Tym razem los rzucił mnie w zupełny inni świat.
Selekcja – test, pewna gra terenowa, w której miałem zaszczyt wziąć udział. Jej zadaniem jest sprawdzenie kandydata ubiegającego się o dostanie do pewnej grupy osób (np. grupy paramilitarnej) pod względem fizycznym, psychicznym i ogólnym. Jeśli ukończy selekcję może dalej starać się o dostanie.

Godzina 10.00. Spotykamy się pod sklepem w Bielsku – białej. Jest nas 6. Pakują nas do małego busa. Jedziemy z jakieś pół godziny. Mam ze sobą plecak, który waży nieco ponad 10 kg. W nim śpiwór, karimatę, rzeczy na docieplenie, woda, herbata, jedzenie jakieś mniejsze rzeczy. Na sobie noszę mundur z racji tego, że jest wygodny.

Wysiadamy. Przed nami spory zespół instruktorów. Więcej niż nas. Już wiesz, że nie spuszczą Cię z oczu i nie będziesz miał chwili przerwy. Spotykamy się na placu zabaw dla dorosłych – czyli pełno drążków, rurek i innych metalowych konstrukcji, na których zaraz nas będą testować. Oficjalne przywitanie, zasady BHP. Zabierają nam zegarki i każą wyłączyć telefony. Od teraz możesz przewidywać godzinę tylko po pogodzie lub dowiedzieć się jej w terenie. Zaczynamy test. Krótka rozgrzewka – moim zdaniem zbyt krótka. Przygotowanie do ćwiczeń. Każde ćwiczenie wykonuje się 45s potem 30s odpoczynku. Pierwszy jest drążek. Następnie: przysiady z butlą wody, uginanie ramion na poręczach, brzuszki, pompki na ławce, unoszenie nóg na podłodze, pajacyki z kamizelką i bronią w ręku. Udało się, wypadłem nie najgorzej – jestem w czołówce.

23847287_1269888276451190_3573176331796943193_o (1)

Następna jest gra terenowa. Już nie ma przerwy po ćwiczeniach. Od razu po plecak, dostaje mapę z zaznaczonymi punktami i ruszam w drogę. Na każdym punkcie spotykam instruktora, który podaje mi 3 cyfry. Zapisuję je sobie i idę do następnego. Po drodze spotykam innych. Dołączają się. Zaczynamy działać w grupie. Chłopaki wyglądają bardzo w porządku – są ogarnięci, fajnie będzie z nimi współpracować. Zaliczyłem wszystkie punkty i udałem się na zbiórkę. Tam poznaje kolejnego uczestnika. Okazuje się, że jest też ze szkoły oficerskiej ale ja mu nie mówię, że ja też – powiem mu na koniec. Muszę wymienić wszystkie numery, które zapamiętałem z punktów. Chyba zapomniałem jednego.

23737787_1269888073117877_6253771872424518468_o

Teraz przewożą nas w inne miejsce. Już wiem, że za nie długo wyruszymy w góry. Wysiadamy z busa. Szybka zbiórka i zaczyna się krzyczenie instruktorów. Zaczynamy biec. Z tymi wszystkimi plecakami i ciuchami na sobie. Dobiegamy na szlak z parkingu. Zaczynamy maszerować. Z nami jest 2 instruktorów. To dopiero początek, jeszcze długa droga przed nami. Po drodze mijam znak z nazwą wzgórza i jego wysokością. Po 5 minutach pada pytanie.

– Szóstka!

Takie dostaliśmy numery. Ja miałem numer 3. Od początku selekcji nie liczyła się nasza tożsamość tylko numer, którym jesteś.

– Szóstka, na jakiej wysokości jesteśmy?

23800100_1269888069784544_1833373913309553557_o

Widać, że na tej grze terenowej liczy się myślenie. Trzeba zwracać uwagę na wszystko. Co chwile pytania ze strony instruktorów, o wiedzę ogólną lub rozwijanie jakiś skrótów wojskowych. Przerwa w marszu. 1 minuta. Tu trzeba decydować co zrobić. Czy sięgnąć po kanapkę? Czy usiąść, czy dowiązać buta, czy może pójść na stronę? To tylko jedna minuta, z zegarkiem w ręku. Koniec przerwy. Podpór przodem i pompki. Później znów marsz. Po pewnym czasie znów przerwa. Tym razem brzuszki. I znów marsz. Tym razem plecaki niesiemy na głowach nie na plecach. Dochodzimy do wysokości na której zaczyna być śnieg i jest coraz zimniej. Krótka przerwa i tym razem będziemy wbiegać do instruktora, który jest wyżej i zbiegać z powrotem. Dodatkowo jakieś ćwiczenia.
Oczywiście przez cały czas towarzyszą nam dwie ogromne gałęzie z brzozy, które każdy z nas musi nieść na swoich plecach i co jakiś czas się zmienia.

Doszliśmy na szczyt. Tak przy okazji to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego więc trochę się namachaliśmy. I wiesz co? To była dopiero rozgrzewka. Mamy teraz 30 minut przerwy. Na górze ciemno i minus 10 stopni. Czas poprawić ubranie. Zjeść kanapkę, napić się wody i posiedzieć pod zadaszeniem. Dostaliśmy światła chemiczne. Po złamaniu święcą w ciemności na różne kolory. Od teraz byliśmy nie tylko cyframi ale też kolorami. Przerwa minęła. Już było ciemno, więc od teraz marsz zaczął się z latarkami na głowach. Cały czas trzeba kontrolować temperaturę. Jak gorąco trzeba się troszkę pootwierać. Jak zaczyna wiać trzeba szybko założyć kaptur na głowę.

– Czy czegoś nie zapomnieliście?

Gdzie nasze dwie belki? Po 20 pompek za jedną za karę. Wracamy po nie i idziemy dalej. Po niedługim marszu dochodzimy do punktu kontrolnego. Teraz zadanie wykonujemy indywidualnie. Marsz na azymut. Trzeba dojść do drzewa znaleźć, kartkę na której pisze kąt i ilość metrów, a następnie szukać innej kartki chodząc tak z busolą. Udało mi się zdobyć wszystkie punkty. Chwila przerwy i ruszamy w drogę.

23737730_1269888193117865_7732663608232017531_o

Teraz był odcinek niezmiernie długiego marszu. Bardzo długi trwający kilka godzin. Gdzieś po szczytach Beskidu Śląskiego. Wieje, zimno, idziemy po śniegu. Przerwa jest może jedna na pół godziny trwająca maksymalnie 3 minuty. Jeden z naszych zaczyna powoli odpadać. Bardzo się wlecze daleko za nami. Spotykamy dwóch instruktorów. Przejmuje nas jeden, a kolejny idzie wolniej z tym co się ociąga. Teraz zaczyna się bieganie. W oddali widzę wielkie połacie świateł i domów z ulicy. Gdzieś w dolinach rozciągają się przepiękne nocne widoki. Gdzieś tam mieszkają ludzie, którzy nawet nie śnią o tym, że można tu teraz biec. Ślisko, śnieg, ciężki plecach, noc – a Ty musisz biec i nikogo to nie obchodzi, że jesteś zmęczony. Długo to trwa – bieganie, chodzenie, ćwiczenia – cały czas na zmianę. W końcu po paru godzinach schodzimy ze szlaku. Jest około 01.00. Tak się domyślamy. Przejmuje nas kolejny instruktor. Tym razem jesteśmy już w dolinie. Znów bieg. Tym razem szybciej bo odebrał nas ktoś kto nie jest zmęczony. Jedna z osób chce zrezygnować. Wspieramy ją i mówimy, żeby tego nie robiła. Dobiegamy do rzeki. Po drugiej stronie rozpalone ognisko, a na rzece wisi lina. Już wiem, że za chwilę będziemy się przeprawiać przez lodowatą górską rzekę w środku nocy.

– Czas do przygotowania do przeprawy – 5 minut!

Ściągam spodnie i zakładam drugie buty – te musze mieć suche żeby móc dalej maszerować. Przeprawa się udała. Bardzo zimna woda – ale nie przeszkadzało mi to. Na linie wisiały światła chemiczne. Zauważyłem je ale ich nie liczyłem. Wychodzę z wody i od razu pytanie: ile jest świateł chemicznych i jak się nazywa instruktor, który was tu przyprowadził? Hmm, nie pamiętam…

23783659_1269888143117870_3037689077679839488_o

Teraz mieliśmy chwilę przerwy. Ubrałem suche buty. Miałem chwilę przerwy więc zjadłem i odpocząłem. Po kilkunastu minutach znów wymarsz. Idziemy całą grupą w jakimś wąwozie. Wspinamy się po skarpie, jest bardzo malutka ścieżka. Sypie delikatnie śniegiem.

– Tutaj jest wasze miejsce spania. Dobranoc.

Ok. Rozkładamy się. Mały daszek z poncha, na ziemi karimata i śpiwór. Wtulamy się koło siebie w dwie osoby. Leżymy jakieś 30 minut.

– Pobudka! Koniec spania. Trójka ubieraj się szybciej!

Instruktor zawołał mnie do siebie. Pokazuje mi ziemniaka i pyta co to jest. Skąd mam wiedzieć? Takie żarty sobie robili, ale miało to na celu sprawdzanie naszego logicznego myślenia i pomysłowości. Ruszamy w drogę. Przeszliśmy około 2 km. Weszliśmy w jakieś choinki.

– Tutaj jest wasze miejsce spania. Dobranoc.

Powtórka z rozrywki. No cóż nie tracąc czasu przygotowaliśmy posłanie i poszliśmy spać. Efekt i przeżycie było co najmniej niesamowite. Wtuleni w siebie, tylko w śpiworze na karimacie. Bez ocieplaczy, ognia i namiotu. Nawet w nocy zaczął prószyć śnieg. I nie bolało. I nie jest to takie straszne ale za to bardzo budujące. Tak zwane wychodzenie poza granice komfortu. Oczywiście trzeba to lubić ;-).

23737787_1269888073117877_6253771872424518468_o

Poranek i pobudka były bardzo ciekawe i zaskakujące. Obudziły nas krzyki „uzbrojonego” zespołu, który nas porywał. Zaskoczyli nas nad ranem i pozorowali porwanie. Zakleili ręce taśmą, usta i oczy też zakryli. Potem nas wywieźli samochodem. Podróż trwała pół godziny. Następnie dali nam mapę i kazali dotrzeć do celu w dwie godziny. Bez napojów, jedzenia i plecaków wyruszyliśmy w trasę. Dotarliśmy lekko opóźnieni. Na miejscu czekały plecaki i gumowe karabiny. 5 minut na zebranie rzeczy, kanapka szybko do ręki i marsz pod górę. Na szczycie czekało już na nas ostatnie zadanie.

Były przygotowane liny, na których zjeżdżaliśmy ze skał w dół. Następnie musieliśmy przeprawić się po moście linowym między drzewami i wspinać się z asekuracją po skałach tak wysoko żeby można było odczytać hasło z kartki zawieszonej u góry. Ostatnią stacją był test z wiedzy medycznej. Dostaliśmy już na początku kartki z wiedza na ten temat i w każdej wolnej chwili (których prawie nie było) musieliśmy uczyć się z nich. Udało mi się zaliczyć ten test na dobry wynik.

23755570_1269888066451211_8920731053065766788_n

Selekcja się skończyła. Odbyła się odprawa i podsumowanie. Łącznie około 45 km. Czas trwania selekcji to 30 godzin. Jeden sen trwający 30 minut i drugi 3 godziny. Ponad 200 pompek z plecakiem, przeprawa mroźną rzeką, zjazdy na linie, bieganie po szczytach gór w nocy po śniegu i wspaniale zbudowany zespół z osób, które w tym uczestniczyły. Myślę, że będę to długo wspominał jako niesamowite przeżycie i potężne doświadczenie…

Pozdrawiam nr 3