Formacja SGO

20180611 Formoza Challenge Oborniki (1)

Na kolejną edycję Formoza Challenge w Obornikach wyjechaliśmy późnym popołudniem z Gdańska w składzie Monika, Krawiec i ja. Zawody te charakteryzują się oprócz pomysłowych przeszkód, zbiornikami wodnymi, których pokonanie wiąże się z utratą gruntu pod nogami. Po przybyciu na miejsce i odebraniu pakietów startowych zabraliśmy się do budowy przeszkód „by SGO” w ramach patronatu biegu. Startować miałem parę godzin później w edycji nocnej, która była nową formułą w zawodach. Dystans liczył 4026m, więc byłem nastawiony, że od początku muszę biec na pełnym gazie. 4026 metrów to nieprzypadkowa liczba, ponieważ taki właśnie numer posiada JW Formoza, która dzierży oficjalny patronat nad imprezą. W czasie kiedy przyodziewałem na siebie dopasowaną odzież startową oraz odbywałem „dopingującą” rozmowę z z-ca d-cy SGO Gdańsk, moja ekipa tęsknotę za morzem dzieliła z żołnierzami jednostki 4026. Pół godziny przed startem byłem już przebrany i gotowy do podjęcia wyzwania, które rzucił mi organizator biegu. Dopingowany byłem w gdańsko-gdyńskim stylu i tym samym utwierdzony w przekonaniu, że jeśli będę dalej niż podium to wracam do domu na piechotą (mimo, że fura była moja).

49464882_285300275463310_7414352384672923648_n

IMG_20180609_171008136

IMG_20180609_220436448_LL

Na starcie jako pierwsza fala stanęliśmy w 5 osób, wyposażeni w latarki czołowe oraz light sticki, które zapewniał organizator. Jeszcze wtedy nie miałem pojęcia, że razem ze mną stoi mój najlepszy motywator, a jednocześnie największy przeciwnik. Odliczanie 10-0 i start, już po przebiegnięciu 50 m i dotarciu do pierwszej przeszkody razem z moim przeciwnikiem wysunęliśmy się na prowadzenie. Kolejne przeszkody i różnica dzieląca nas od reszty stawki była kolosalna. Trasa biegu prowadzi w większości po torze motocrossowym, więc piaszczystych podbiegów nie brakuje. Po przebiegnięciu ok. 1 km pochłonięci zaciekłą rywalizacją, gdzie to ja goniłem mojego jakże szybkiego „przyjaciela”. Po wyjściu z kontenera zalanego lodowatą wodą zgubiliśmy trasę… Co robić…?! Na tak krótkim dystansie taka pomyłka może zaważyć nad wynikiem. Mój przeciwnik w kilku dobrze znanych epitetach wyraził swoje zniesmaczenie i ogłosił kapitulację . W tym momencie dostrzegłem strzępki czerwono-białej taśmy oznaczającej trasę i po krótkim „dawaj tędy- do końca” kierując się dewizą „Nigdy nie zostawiamy swoich” ruszyliśmy dalej.

Wbiegliśmy do kompletnie ciemnego lasu, gdzie napotkaliśmy duże rozlewiska, w których tempo naszego biegu znacznie spadło. Po wydostaniu się z ciemnych czeluści szybko zostaliśmy wyłapani przez sędziów informujących nas o pomyłce i nadłożeniu ok. 200 m oraz dobrym czasie. Szybko przekierowano nas na właściwą trasę, która biegła przy pobliskim jeziorze. Mój kompan dalej wyrywał do przodu jednocześnie nie pozwalając mi na objęcie prowadzenia, dalej wygłaszając swoje niezadowolenie pomyłką. Dobiegliśmy do małego lecz głębokiego oczka wodnego, które było zabezpieczane przez żołnierzy JW 4026, na którego tafli była rozciągnięta lina. Oczywiście przywilejem tego z przodu jest to, że łapie pomocną dłoń, ja natomiast po przyjęciu kilku słów oceniającą moją obecną sytuację przez Panów, którzy kojarzyli mnie ze startowego dopingu, postanowiłem popłynąć wpław – pamiętacie…? mówiłem wam, że w Gdańsku lubimy wodę. Dzięki takiej decyzji ze zbiornika wychodzę jako pierwszy tym samym zyskując parę sekund przewagi.

Wbiegamy na pole toru motocrossowego, który jest już dobrze oświetlony więc widzimy w oddali metę. Tempo jakby większe, czuję presję goniącego i głodnego objęcia prowadzenie przeciwnika. Ostatnie 3 km to usiane przeszkodami górki. Przestało mieć znaczenie kto pierwszy przekroczy linię mety, a kto szybciej dobiegnie do danej przeszkody. Takie interwały doprowadziły nas do dużego zmęczenia przed samą końcówką. Ostatnimi dwoma przeszkodami były barierki (takie jak oddzielają dziki tłum od artysty na koncertach) oraz tunel, z którego po wyjściu przekraczało się metę. Wiedziałem, że jeśli nie wejdę do tunelu pierwszy mogę pożegnać się ze smakiem zwycięstwa. Zebrałem resztki sił i przybrałem taktykę fanki na koncercie jakiejś znanej gwiazdy rocka, pokonując barierki na tyle szybko, że w wyżej wspomnianym tunelu znalazłem się z przodu. Szybkie przekroczenie mety i momentalnie na plecach czuje dłoń mojego przeciwnika dziękującego mi za wspólną rywalizację. Zawody trwały ok.2-3h.

49439003_1097733713762298_7412899246912831488_n

received_403190016757838

Po wymianie zdań z moimi znajomymi i poinformowaniu ich o pomyłce wspólnie doszliśmy do wniosków, że czas był dobry, lecz niekoniecznie wystarczający. Przyszedł czas ogłoszenia wyników, więc wszyscy zebrali się przed trybuną. No właśnie wszyscy oprócz mnie, ponieważ skuszony przez nieznajomych gorącym posiłkiem oraz ciepłem ogniska oddałem się konsumpcji i konwersacji. Czas ogłaszania wyników: 3 miejsce żołnierz jednostki ****, 2 miejsce zawodnik z nr **, miejsce 1 numer **. Chwila ciszy i ku mojemu zdziwieniu spiker ponawia komunikat dodając moje imię i nazwisko. Wchodząc na podium dostrzegam mojego kompana na 2 miejscu. Wzajemne gratulacje i wyrazy uznania oraz słowa pochwały od Panów w multicamowych mundurach, śmiejących się, że to przez te parę słów na starcie.
1 miejsce Skoczek – edycja nocna
4 miejsce Krawiec – kategoria 10 km pro
4 miejsce Scout – kategoria 10 km

IMG_20180609_232626851

 

Relacja: Skoczek (SGO Gdańsk)