Formacja SGO

20180915 GROM Challenge VI relacja Krawca

Do kolejnej, VI już edycji GROM challange, przygotowywaliśmy się od dawna. Ta, legendarna już wręcz impreza, na stałe wpisała się do naszego kalendarza jako jedna z najlepszych tego typu w kraju z uwagi przede wszystkim na swój niepowtarzalny klimat, miejsce, w którym jest organizowana, a także ludzi oraz organizacje, które przygotowują ten morderczy, lecz jednocześnie pełen pozytywnych emocji, bieg…plus wyjątkowo „obfite” pakiety startowe będące cecha rozpoznawalną GROM Challenge, w których od kilku edycji możemy znaleźć kolejne książki Navala – człowieka, którego chyba nie trzeba przedstawiać

By jednak oddać choć trochę uroku kolejnej edycji tej wspaniałej imprezy zacznijmy od początku. Już od kilku miesięcy wraz ze Skoczkiem planowaliśmy wspólny udział w jednym teamie. Niestety nasz wspólny start do końca nie był pewny, z uwagi na przygotowawczą służbę wojskową, którą Skoczek miał rozpocząć kilka dni przed datą imprezy. Jak się okazało nasze obawy urzeczywistniły się, ponieważ nie dostał On przepustki, na którą tak liczyliśmy. Było już zbyt późno na znalezienie innego partnera (wszyscy z SGO planujący udział mieli już pary) i mój udział zawisł na włosku. W ostatniej chwili Wujek Ram porozumiał się z organizatorami w tej kwestii i stanęło na tym, że mam być zawodnikiem rezerwowym, który pobiegnie z jakimś samotnym wilkiem zapisanym bez teamu (o ile takowy w ogóle się znajdzie). Podsumowując – tak czy inaczej jechałem tam  „w ciemno”, nie wiedząc czy w ogóle wezmę udział w VI edycji GROM Challenge. Jednak poza aktywnym udziałem w samej imprezie, organizowaliśmy również stoisko promujące SGO, tak więc nawet jeżeli nie na trasie biegu, z pewnością nie nudziłbym się w Czerwonym Borze.

IMG_20180915_100348

Z Gdańska wyruszyliśmy około 1:30 w sobotę 15.09.2018 roku. Z samej podróży niewiele pamiętam, ponieważ gdy tylko ruszyliśmy oddałem się w objęcia Morfeusza i wróciłem do świata żywych dopiero po dotarciu na miejsce o poranku. Tam obudziliśmy pozostałych, którzy od kilku godzin spali sobie smacznie na miejscu. Po szybkim powitaniu, zwinięciu gratów oraz standardowej, gdańskiej wymianie komplementów udaliśmy się wspólnie po odbiór pakietów startowych. Ja, po dogadaniu szczegółów mojej roli z organizatorem również odebrałem swój pakiet i miałem czekać w pogotowiu na sytuację, w której któryś z uczestników będzie szukał partnera do team’u. W tym czasie na miejsce dotarli ostatni z naszych.  Większość rozstawiała namiot, pod którym mieścić się miało nasze stoisko oraz ogarniała pozostałe rzeczy z tym związane. Ja nadal czekałem, tracąc powoli nadzieję na udział. Co prawda słyszałem od kilku osób, że pewna dziewczyna szukała kogoś do team’u, lecz nigdzie nie mogłem jej znaleźć, a czas leciał i powoli zbliżała się końcówka czasu przeznaczonego na zapisy i zamknięcie punktu rejestracji.

IMG_20180915_091911

W pewnej chwili dostrzegłem zbliżającą się, nieco zdezorientowaną dziewczynę, której twarz – swoją drogą – kojarzyłem z podium innych zawodów o podobnym charakterze. Okazało się, że los się do mnie uśmiechnął, ponieważ to była osoba, o której słyszałem od tych wszystkich ludzi – faktycznie była sama i szukała kogoś kto pobiegłby razem z mią. Ucieszyłem się bardzo, uświadamiając sobie jednocześnie, że nie będzie tak lekko jak zakładałem. Przypuszczałem, że „dostanę” kogoś komu bardziej niż na wyniku zależało będzie na samym ukończeniu przygotowanej trasy. Gdy ją zobaczyłem wiedziałem już, że będzie wesoło i nie skończy się na spacerowaniu wśród rowów, pól i lasów. Zacząłem obawiać się o to żeby za bardzo nie „odstawać”. Wiedziałem, że raczej nie należy ona do „turystów” przyjeżdżających tu by zaliczyć „rekreacyjnie” ten bieg i zacięta walka o jak najlepszy wynik będzie toczyć się do samego końca. Oczywiście to mnie tylko zmotywowało i postanowiłem dać z siebie wszystko, póki organizm nie odmówi posłuszeństwa. Załatwiliśmy szybko wspólnie z Anią kwestie organizacyjne i zaczęliśmy przygotowywać  się do startu. Ponieważ mieliśmy dość wysoki numer startowy zostało nam jeszcze trochę czasu (starty odbywały się na zasadzie 2 teamy co minutę). Przygotowaliśmy sobie sprzęt, spakowaliśmy plecaki i wymieniliśmy uwagami, rozgrzewając się w oczekiwaniu na naszą kolej.

IMG_20180915_103730

Przed nami ruszyli już wszyscy pozostali reprezentacji SGO. Wystawiliśmy łącznie 4 teamy- nie licząc mojego improwizowanego, którego skład i sam start był jedną wielka niewiadomą do samego końca. Nadszedł nasz czas. Szybkie sprawdzenie obowiązkowego ekwipunku przez organizatorów, omówienie zasad i instrukcji bezpieczeństwa i odliczanie do startu. 3,2,1 … i ruszyliśmy! Na początku standardowo killing house (dwie ścianki z opon do przeskoczenia), opona do przeciągnięcia i trochę błotka pod PTS-em gdzie trzeba było się przeczołgać. Mam wrażenie, że nie najszybciej poszły nam te przeszkody, lecz team, wspólnie z którym startowaliśmy zostaje nieco z tyłu, a ja nie „odstaję” od Ani więc jest ok. Dalej dwa murki do pokonania i odcinek wodny, gdzie była okazja opłukać się z błota. Następnie odcinek biegowy wśród zarośli, lasów i nieutwardzonych dróg przyległego poligonu. Dwa lub trzy podziemne korytarze w międzyczasie. Mijamy kilka teamów. Docieramy do pierwszego punktu gdzie sprawdzana jest umiejętność orientowania mapy, posługiwania się kompasem i określania azymutu. Sprawnie się z tym uporaliśmy i lecimy dalej. Znów trochę biegu i docieramy do żwirowni, na której trzeba skompletować pięć pieczątek od instruktorów rozmieszczonych na szczytach pięciu wzgórz, usypanych z piachu, o niestabilnych i obsypujących się zboczach. To wszystko wśród huku wystrzałów i wybuchów zapewnionych przez instruktorów. Ania wspina się i kompletuje kolejne numery jak burza, ja nieco z tyłu staram się dotrzymać jej kroku, wreszcie obydwoje mamy je wszystkie- biegniemy dalej.

Trucht do kolejnej stacji, na której czekało nas trochę medycyny  połączonej z – jakżeby inaczej – wysiłkiem fizycznym. Należy założyć opaskę uciskową typu SOFT na udo partnerce (w tym  przypadku) oraz przeczołgać się z Nią na plecach kilkanaście metrów. Następnie montaż opatrunku indywidualnego typu „W” również na udo w taki sposób by dotrwał do kolejnego punktu kontrolnego i bieg w tym że kierunku dość spory odcinek. Kolejnym z punktów okazał się nasyp kolejowy, na który każda osoba z pary musiała trzykrotnie wejść z około 20-kilogramową skrzynką po amunicji wypełnioną piaskiem. W tym miejscu dopada mnie silny ból kolana, które odezwało się już pod koniec poprzedniego biegu terenowego, lecz na szczęście szybko ustępuje nie stwarzając póki co poważniejszych opóźnień ani problemów.

IMG_20180915_144327

Po malowniczym, leśnym odcinku trasy trafiamy do strzelnicy, której odgłosy słychać z daleka. Tam dzielimy się według wcześniejszych ustaleń- Ania strzela z broni długiej, a ja idę na pistolet. Niestety nikomu z Nas nie pomaga zmęczenie i drżące ręce oraz parujące bezlitośnie okulary, co kończy się na jednakowym wyniku- po jednym trafieniu. No nic, kto nie ma w oku, ten ma w nogach. Odhaczamy karne rundki za te nasze wspaniałe wyniki i biegniemy dalej. Mijamy jeden z naszych teamów SGO, który ruszał ok. 30 minut przed nami co pozytywnie mnie nakręca. Oznacza to że jest lepiej niż myślałem. Po dość długim biegu docieramy wreszcie do miejsca gdzie zaczynają się rowy.  Niestety tak jak się obawiałem, zaraz po wskoczeniu do zimnej wody dopadają mnie pierwsze skurcze, z którymi do końca trasy będzie u mnie już tylko gorzej. Na szczęście pozytywną energią napełniała mnie moja wiecznie uśmiechnięta partnerka, która od kilku kilometrów dzieli się ze mną swoją wodą z powodu uszkodzenia mojego camel back’a. Od tego momentu z coraz większym trudem dotrzymuję kroku z uwagi na wszechobecne skurcze. Zaciskam jednak zęby i pre naprzód, zgodnie z postanowienie, że nie poddam się póki organizm nie odmówi mi posłuszeństwa. Rowy głębsze, płytsze, te pełne mułu i te bardziej piaszczyste oraz utwardzone, mniej lub bardzej zarośnięte- ciągnęły się dobrych kilka kilometrów, aż do kolejnego nasypu kolejowego. Tam natomiast utrudnieniem były dziury po brakujących miejscami podkładach kolejowych, na które trzeba było uważać, by nie skręcić kostki.

42193749_1823797891006593_6381638931552665600_n

Trucht odcinkiem gdzie kiedyś biegły tory i kursowały pociągi- tak minął kolejny około kilometr morderczej trasy. Dalej znów bieg i rowy (plus kilka przepustów pod drogami zmuszających do niemalże pełnego zanurzenia się w lodowatej wodzie- jednak pogoda nie rozpieszczała). Z każdym metrem skurcze doskwierają coraz bardziej, magnez pomaga tylko na chwilę, jedynym lekarstwem jest jak najmniejsze i jak najrzadsze zginanie kolan, co nie jest łatwe gdy trzeba biec i pokonywać kolejne atrakcję. Paradoksalnie z każdym kilometrem mam wrażenie, że uśmiech na twarzy Ani jest coraz większy. Wreszcie koniec wody i wypełznięcie na suchy ląd. Jak się szybko okazuje pojawia się okazja by przyjrzeć się temu lądowi z bliska i nawet nieco się do niego poprzytulać, bowiem następną atrakcją jest czołganie się ok. 200m z gumową atrapą karabinka AK-47. Znów mijamy kilka team’ów (wyprzedziliśmy już sporo z nich nie dając się minąć żadnemu innemu, co dodatkowo nas motywuje i budzi drzemiące gdzieś w głębi ostatnie pokłady energii).

IMG_20180915_144208

Ruszamy dalej, kawałek lasu i wbiegamy na niewielką żwirownię, po pokonaniu której napełniamy worek piaskiem, tak by ważył ok. 20 kilogramów i niesiemy go do kolejnego punktu znajdującego się przy bramie Ośrodka Szkolenia Poligonowego GROM. Ania najchętniej przeniosłaby balast sama, lecz moja męska duma nie pozwala biec spokojnie obok, więc zmieniamy się w noszeniu co kilkaset metrów. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu jak ona to robi, biegnąc z uśmiechem na twarzy, podczas gdy ja z trudem trzymam jej tempo, ostatkiem sił walcząc sam ze sobą. Dobiegamy do bramy, zrzucenie worka i biegniemy wzdłuż płotu. Kolejny fascynujący punkt kontrolny- strzelanie z moździerzy. Bardziej atrakcja niż wyzwanie, jednak pozytywne urozmaicenie i jedna z ciekawszych „przeszkód”. Po zaliczeniu pozostaje nam tor przeszkód wokół mety na terenie wspomnianego Ośrodka. Pokonujemy więc sprawnie, niesieni  dopingiem Wujka Rama wszystkie tunele, liny, drabinki, druty, drążki, siatki, odcinki przeznaczone do czołgania się i pozostałe atrakcje, docierając ponownie do niewielkiego zbiornika wodnego, który już mijaliśmy zaraz po starcie.

IMG_20180915_144045

Za chwilę będzie on już za nami, najpierw jednak jeszcze sprawdzenie przez instruktorów, czy w plecakach jest wymagane wyposażenie (3 butelki otrzymane w pakiecie startowym) i jazda do wody. Do mety coraz bliżej – dzielą nas od niej metry, więc w pośpiechu dopływamy do brzegu i po wdrapaniu się na górkę pokonujemy ostatnie przeszkody ( dwie ścianki i czołganie się pod wspomnianą amfibią). Nękające mnie skurcze utrudniają mi poruszanie się, nie mówiąc o biegu, lecz przed samą meta doganiam czekającą na mnie Anię, która po wyjściu z wody wyprzedzała mnie kilkanaście metrów. Razem, zmieszani z błotem, upodleni, wycieńczeni lecz szczęśliwi, mijamy linie mety otrzymując pamiątkowe medale.

IMG_20180915_145541

Walka ze samym sobą do samego końca. Teraz pozostaje do odhaczenia już tylko zimny prysznic, pyszny posiłek regeneracyjny, oczekiwanie na wyniki i wymiana wrażeń z pozostałymi uczestnikami. W wolnej chwili postanawiam znaleźć Navala, by poprosić o autograf na jego najnowszej książce, którą  otrzymaliśmy w pakiecie startowym. Po krótkich poszukiwaniach udaje mi się to załatwić, pytając przy okazji o sam bieg i jego wynik, z uwagi na fakt iż on również biegł w parze mieszanej, dla których przewidziana jest osobna kategoria. Twierdzi, że póki co jego team jest na drugim miejscu, pierwsze ma team z jakąś dziewczyną w składzie, której imienia nie kojarzę. Pamiętając o morderczym tempie jakie narzuciła moja partnerka zakładam więc, że nasza drużyna uplasowała się na trzecim miejscu wśród par mieszanych.

42118514_352538928622739_3971524840925429760_n

Z tą myślą, po zwinięciu naszego stoiska mieszczącego się w doborowym sąsiedztwie PGZ i Fabryki Broni „Łucznik” i ogarnięciu wszystkich innych spraw, udajemy się na ogłoszenie wyników i rozdanie nagród. Zanim jednak to nastąpi podziwiamy fascynujący i widowiskowy pokaz technik interwencyjnych i sztuk walki w wykonaniu instruktorów GROM’u Combat. Wreszcie nadchodzi wyczekiwane odczytanie wyników. Pierwsza jest kategoria open- czyli wszystkie zespoły bez żadnego podziału. Jakie ogromne jest nasze zdziwienie gdy po słowach „miejsce trzecie zajmuje….” pada hasło : „para numer 117!”. W pierwszej chwili spojrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem i myśleliśmy, że zaszła jakaś pomyłka- nastawialiśmy się max na trzecie miejsce w kategorii team’ów mieszanych, a tu się okazuje, że zajęliśmy w ogóle 3 miejsce z pośród wszystkich startujących zespołów!

42146018_251569735551190_4893918159217623040_n

Po chwili dociera do Nas, że to jednak nie pomyłka i faktycznie poszło nam aż tak dobrze. Nadal zszokowani, lecz mega pozytywnie zaskoczeni i szczęśliwi udajemy się na scenę, gdzie odbieramy gratulacje i nagrody z rąk instruktorów, organizatorów oraz sponsorów, wśród których znalazł się między innymi sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki Jarosław Stawarski. Naturalnie – będąc jedyną drużyną mieszaną na podium w kategorii open – zajęliśmy pierwsze miejsce wśród zespołów z kategorii par mieszanych. Najcenniejszą nagroda jaką otrzymaliśmy tego nie nie były jednak drogie upominki, lecz biało-czerwona flaga wraz z okolicznościowym listem nawiązującym do 100-lecia odzyskania niepodległości, otrzymane od Prezesa Rady Ministrów – Matusza Morawieckiego, a dostarczona na tę okoliczność przez wspomnianego Pana Stawarskiego.

IMG_20180915_145704

I tak oto bieg, na który jechałem trochę jako 5-tę koło u wozu, okazał się jednym z  bardziej udanych w sezonie. Wszystko zawdzięczam mojej partnerce, dzięki której zmuszałem się do trzymania tak szybkiego tempa, w obawie przed opóźnianiem jej i – w efekcie- kompromitacją.

Sama trasa była dość wymagająca, jednak nie różniła się prawie w ogóle od tej z roku poprzedniego. Oczywiście cieszę się ogromnie z osiągniętego wyniku, lecz jest coś takiego w GROM Challenge, przez co zawsze chętnie się tam wraca, bez względu na osiągane wyniki, nagrody, zawartość pakietów startowych, poziom kondycji czy w ogóle samą gwarancję wzięcia w nim udziału (jak to miało miejsce w moim przypadku). Legendarny już Ośrodek Szkolenia Poligonowego GROM’u, z którym wiążę się wiele historii jednostki, wyjątkowi ludzie ( instruktorzy, organizatorzy, kibice, uczestnicy, sponsorzy, partnerzy ), ciepły, rodzinny klimat imprezy oraz sama atmosfera towarzysząca wydarzeniu to atuty unikatowego GROM Challenge, które sprawiają, że chce się tu wracać z roku na rok, a opuszczając to miejsce niejednej osobie łezka kręci się w oku.

IMG_20180915_175352

Relacja: Krawiec

WYNIKI GROM Challange VI 2018:

1 miejsce (mieszane), 3 miejsce (open) ANIA, KRAWIEC (SGO Gdańsk)

4 miejsce MARIO, GRUBY (SGO Gdańsk)

13 miejsce KOCUR, GREEN (SGO Wrocław)

20 miejsce MAREK KURSIK (SGO Gdańsk)

95 miejsce (SGO Warszawa) TRZCINA, LENDZIN

41933152_2186129568335113_1660614809684541440_n