Formacja SGO

20201004 Formoza Challenge Gdynia

SITUATION: Na I edycję zawodów Formoza Challenge Gdynia, SGO wystawiło 10 zawodników indywidualnych (SGO Gdańsk, SGO Warszawa, SGO Wrocław, SGO Szczecin) i jeden zespół (SGO Gdańsk)

ACTION: W kategorii TEAM Marek, Ram, Skaut i Mac zajeli 1 miejsce wśród 25 zespołów,

w kategorii KIDS 2 km Weronika zajeła 2 miejsce,

w kategorii ULTRA Mario zajął 3 miejsce, Beata 42 (3 wśród kobiet), Mała, Trzcina, Tygiel i Scott 98-101 na 103 startujących,

w kategorii CLASSIC Kocur zajął 5 miejsce, Skoczek 7, Preto 51, Rafał 138 na 326 startujących.  

LOCATION: Torpedownia, Gdynia

TIME: 040900PAŹ20-041500PAŹ20

REACTION:

Formoza challenge 2020

Formoza Challenge 2020 – Gdynia – pierwsza edycja tego biegu na naszych trójmiejskich terenach – oczywistym jest, że nie mogło nas zabraknąć. Co roku SGO wystawia swoich ludzi na tych zawodach i co roku udaje nam się w różnych kategoriach stanąć na podium. Tegoroczna edycja w Gdyni też należała do obowiązkowych pozycji w naszym kalendarzu biegów. Zaczęliśmy już dzień wcześniej od pomocy organizatorom przy wymyślaniu i konstruowaniu przeszkód. Mając ograniczone zasoby sprzętowo-ludzkie udało się stworzyć kilka całkiem wymagających punktów.

W tegorocznej edycji starowało nas z Trójmiasta 8 osób, plus Wrocław, Szczecin i Warszawa. Mocna ekipa . Dystans biegu ok 7 km, w tym strome podbiegi i zbiegi wyznaczonymi trasami z klifu na Oksywiu.

Ta edycja była dla mnie wyjątkowa – pierwszy raz startowałem w konkurencji indywidualnej – Biegu Ultra, z plecakiem wypełnionym workiem z piachem oraz atrapą AK 47 (wcześniejsze edycję były zawsze w kat. Team). W regulaminie nie było mowy o tym, by mundur był obowiązkowy i widziałem, że większość zawodników biegła w strojach sportowych. Ja postanowiłem biec w spodniach od munduru i bluzie z długim rękawem – będzie ciężej, ale jakoś nie pasowało mi biec w takim biegu w krótkim rękawku i spodenkach ;).

W tym roku miałem biec razem z Grubym, który również zdecydował się na kategorię indywidualną ale niestety obowiązki wykluczyły go z tegorocznej edycji biegu. Zamiast niego wskoczyła jedna z naszych rekrutek.  Udało się nam zapisać do pierwszej fali – ma to dobre i zła strony. Dobra – nie ma kolejek na przeszkodach i nie traci się przez to cennego czasu, złą – ktokolwiek Cię wyprzedzi wiesz, że ma przynajmniej 2 minuty przewagi, bo w takich odstępach startowały poszczególne fale.

Postanowiłem nie przypinać kałacha do plecaka, tylko trzymać go cały czas w ręku – będzie prościej na przeszkodach, sądziłem. Czas pokazał, że niestety nie na wszystkich  i od połowy biegu luźny kałach w ręku był sporym utrapieniem.

Sygnał start – i wzorem naszej starej tradycji – ogień na tłoki i do przodu. Już na pierwszym podbiegu po schodach w górę klifu wyforsowałem się na czoło – jest dobrze pomyślałem. Dalej kilka przeszkód w postaci czołgania pod drutem kolczastym – bułka z masłem. Wreszcie dobiegłem do bardziej wymagających przeszkód – drążki, poręcze, itp. Jako, że byłem dość dobrze przygotowany, pokonałem je bez większych trudności – gdy ja kończyłem ostatnią przeszkodę wbiegał na nią kolejny zawodnik – czyli mam sporą przewagę, pomyślałem. Podbudowało mnie to więc z nową energią ruszyłem dalej.

Po kolejnym odcinku leśnych ścieżek nadszedł czas zbiegu z klifu – tu okazało się , że mam za sobą zawodnika, który nie biegł w mojej fakli. Skubany dobry był – dochodził mnie bardzo szybko. Przyspieszyłem by spróbować się od niego oderwać.  Zbiegłem na plażę i dalej wzdłuż brzegu do kolejnego punktu – strzelania z paintballa – tam musiałem zrobić 8 karnych pompek i na tej przeszkodzie ów goniący mnie zawodnik dogonił mnie. Okazał się że to Krefcik z MW – zwycięzca Formoza Challange z Ustki. Wiedziałem, że już raczej mu nie ucieknę i że to chyba ja będę go gonił za chwilę. Tak się też stało  – na następnej przeszkodzie był już przede mną. Kałach w ręku zaczął już porządnie ciążyć i stawał się coraz mniej wygodny. Krefcik powoli oddalał się ode mnie – z plaży wbiegliśmy znowu w las i pod górę. Tam dogoniłem ludzi z ostatniej fali Formoza Classic. Od tej pory co jakiś czas wyprzedzałem pojedynczych zawodników. Krefcika już przed sobą nie widziałem – poszedł do przodu.

W pewnym momencie wracając z lasu na plażę zobaczyłem za mną kolejnego zawodnika z kategorii Ultra, który mnie doganiał. Nie jest dobrze – pomyślałem – on też nie jest z mojej fali. Niestety zmęczenie dawało już o sobie znać i za chwilę biegłem już jako trzeci.  Postanowiłem narzucić tempo i starać się nie tracić go z zasięgu wzroku. Wiedziałem, że do mety zostało mi nie więcej niż 2- 3 km.  W pewnym momencie trasa wiodła obok zacumowanego na plaży Zodiaca z JW Formoza, przy którym  trzeba było wejść do wody po szyję. Było to dla mnie przyjemne orzeźwienie i schłodzenie – dało mi nowej energii do dalszego biegu. Kilometr przed metą spotkałem naszych chłopków, którzy od tej pory towarzyszyli mi – zagrzewając mnie do walki – już do samej mety. Ostatni odcinek plaży był najeżony przeszkodami: ścianki, czołgania, liny, siatki itp. Pomimo zmęczenia sprawnie „przeskakiwałem”  przeszkody jedna po drugiej – choć odjadając później zdjęcia z moich zmagań – wglądałem na nich jakbym miał za chwilę wyzionąć ducha.

Ostatecznie udało mi się wbiec na metę jako trzeci zawodnik z kategorii Ultra.  To jeszcze o niczym nie świadczyło, bo inni zawodnicy z kolejnych fali mogli przecież mieć leprze czasy ode mnie. Okazało się jednak, że nie – finalnie udało mi się zająć 3 miejsce.

Także SGO TEAM w tym roku powalczył o podium i chłopaki zajęli I miejsce ze sporym zapasem czasu –  wielki szacun.

Nie było oficjalnego wręczania nagród i pamiątkowych tabliczek – szkoda – ale obostrzenia sanitarne musiały być przestrzegane. Satysfakcja jednak została – za rok –obowiązkowo stawię się ponownie na starcie i spróbuję raz jeszcze powalczyć z najlepszymi.

Relacja: Mario

Zdjęcia: IW, Adam Kolka