Formacja SGO

20211003 Formoza Challenge Gdynia

SITUATION: Na Formoza Challenge Gdynia 2021 SGO wystawiło dwa zespoły w składach: Team1 4xSGO Gdańsk [Marek, Krawiec, Mario, Skoczek] oraz Team2 3xSGO Gdańsk + SGO Szczecin [Legbad, Koval, Skaut, Janek]

ACTION: W kategorii TEAM zajęliśmy 1 i 4 miejsce.

LOCATION: Gdynia Babie Doły

TIME: 031200PAŹ21-031500PAŹ21

REACTION:

O ile sport sam w sobie nie jest mi obcy od lat, to tego typu zawody jeszcze we wrześniu były dla mnie obszarem nieznanym. Jednym z moich założeń w tym roku było natomiast wzięcie udziału w którymś z tegorocznych biegów i nadrobienie tej sytuacji. Były po drodze dwie przymiarki do biegu w Ustce oraz do biegu Grom Challenge, jednak bez wchodzenia w szczegóły finalnie padło jednak na Formozę Challenge w Gdyni. Ale do brzegu …

Pobudka o ósmej rano i zaczynamy poranny rytuał. Po szybkim śniadaniu obowiązkowo kawa. Pakuję swoje graty do plecaka i windą na dół. I tak wsiadam do auta i jedziemy z Kovalem na miejsce – Babie Doły. Pierwsze zadanie – zaparkować. Już spory kawałek od plaży zaczyna się ruch. Dużo aut, rejestracje z każdego zakątka Polski, sporo ludzi, jedni na sportowo, inni w mundurach, jeszcze inni w pół na pół. W brew pierwszym pozorom znalezienie miejsca do zaparkowania nie okazało się wcale takie trudne. Szybko spotkaliśmy Legbada i wszyscy razem udaliśmy się po pakiety startowe. Im bliżej plaży i miejsca odbioru pakietów ludzi robiło się coraz więcej. Na liście z zawodnikami odnaleźliśmy siebie. Każdemu z nas został przypisany numer i ten numer był potrzebny, żeby sprawnie odebrać swój pakiet. A w pakiecie kilka upominków i oczywiście czip do pomiaru czasu przebiegu trasy. Wróciliśmy do auta i mając chwilę na spokojnie przebraliśmy się, przepakowaliśmy co potrzeba i znów stawiliśmy się w miejscu startu. Znaleźliśmy też resztę ekipy. Po dopięciu kilku formalności przyszedł czas na ostatnie przygotowania. W końcu zostało przytwierdzić czip terkotką do buta i czekać. I tak staliśmy tocząc dalej dyskusję. Ale miało być o bieganiu, a nie o staniu w miejscu. Do dzieła …

Osiem osób, dwa czteroosobowe teamy. Gotowi do startu i na sygnał ogień. Ruszamy przed siebie. Po chwili napotykamy pierwszą przeszkodę. Trochę utrzymywania równowagi, trochę podskoków, na początek nic takiego. Biegniemy dalej, jest i druga przeszkoda. Wszyscy wskakujemy pod TIRa. Musimy przejść wzdłuż na drugą stronę. Jest kałuża, jest błoto, a z góry leci woda jakby padał deszcz, chociaż przed chwilą było słonecznie. Ocieram barkiem o podwozie i w tym momencie jeszcze zniżam swoją sylwetkę. Są kamyki, które czuję na kolanach i łokciach, czołgam się. Po drugiej stronie wychodząc jestem już cały mokry, ubłocony łącznie z twarzą. Tu jeszcze jest dużo sił i przeszkody sprawiają więcej frajdy niż trudu. Pokonujemy je jedne po drugich i żwawo podążamy przed siebie. Myślę sobie, jest za dobrze, gdzieś musza zacząć się schody. I wtedy przed moimi oczami ukazują się …

… schody – wg mnie wbieganie pod górę czy to po schodach czy po leśnej ścieżce to przeszkody, które pochłaniają najwięcej energii ze wszystkich przeszkód na trasie. Gdy jesteśmy na górze Team 1 jest już na tyle przed nami, że nie mam z nimi kontaktu wzrokowego i tak już zostanie do końca biegu. Na mecie będą pierwsi, 17 minut przede mną. To sporo, pokazało mi to, że jest nad czym pracować na przyszły rok. Dalej biegniemy i lasem i plażą, omijamy łodzie motorowe wbiegając po kolana do morza, aż dobiegamy do kolejnej górki. Tym razem nie ma schodów, jest ścieżka, piach, korzenie drzew. W trakcie wbiegania pojawia się lekki kryzys, napotykam inne zespoły i robi się ciasno, a mój oddech zaczyna pracować coraz mniej regularnie. Muszę na trochę zwolnić, maszeruję pod górkę otoczony innymi zawodnikami, idąc przy ogrodzeniu pomagam sobie podciągając się jedną ręką o siatkę. Mimo wszystko udaje mi się wyprzedzać inne osoby, które wchodzą pod górę jeszcze wolniej ode mnie, ale omijanie ich na ciasnej ścieżce również zabiera energię i nie pozwala wyrównać oddechu. Po wejściu na górę jest w końcu chwila biegu po równym, ubitym podłożu. To pozwala mi częściowo opanować zmęczenie i dołączyć do reszty zespołu, który właśnie pokonuje przeszkodę i chce biec dalej. Długo się nie zastanawiając wybieram karne dziesięć pompek, odpompowuję sprawnie i dołączam do reszty. Dobiegamy do łąki, na której są kolejne przeszkody, to coś z linami, to trzeba przeskoczyć na drugą stronę przez barykadę, to przejść po chwiejącej się belce. Część przeszkód pokonujemy pomagając sobie nawzajem, cześć przeszkód załatwiamy pompkami. Jest też strzelanie z paintball’a do celu, pod groźbą kolejnych pompek za nietrafione trzy próby. O dziwo trafienie w cel okazuje się dużo prostsze niż by się wydawało. Wybiegając z łąki każdy z nas łapie za kłodę, pokonujemy z nimi nieduży dystans to z górki to pod górkę, zrzucamy je z siebie i zbiegamy z klifu z powrotem na plażę biegnąc tym razem w przeciwnym kierunku, a to oznacza, że gdzieś tam musi być meta…

 

Od tego momentu rozdzielamy się na dwa podzespoły. Skaut i Koval wychodzą na czoło. Dobiegną kilka minut przed nami. Ja z Legbadem trzymamy się razem. Na szczęście nikt nie został sam na trasie, ponieważ kilka przeszkód wymagało pomocy partnera. Pomimo potwornego zmęczenia biegnąc plażą poczułem się lepiej. Widocznie organizm zareagował na zmęczenie tak jak lubię i paradoksalnie reszta trasy była dla mnie łatwiejsza niż pierwsze odcinki. Czuję teraz, że krew w moim ciele dociera w każde miejsce dostarczając względną ilość tlenu do mięśni. Płuca nie przeszkadzają już oddychać jak podczas wspinaczki pod górkę, a myśl o dobiegnięciu do mety wyzwala dodatkową energię. Moje tempo nie jest zawrotne, nie jestem w stanie dogonić pierwszej pary. Ale tym razem jest stabilne i jestem w stanie tak pokonywać przeszkodę za przeszkodą. Bliżej mety pojawia się Ram. Pojawiają się chłopaki, którzy ukończyli już bieg. Zagrzewają nas do walki. Czołgamy się w piasku pod szpalerem samochodów terenowych, a to wspinamy się na ok. 3 metrową przegrodę. I ostatnia z przeszkód, trylinka na lince, trzeba z nią zrobić kółko po plaży. Nie szarpię się z nią, nie próbuje walczyć z oporem piasku. Od razu biorę ją na ręce i biegnę. Po pełnym kole rzucam ją na ziemię i przebiegam przez metę. Jestem tak skoncentrowany na tym, żeby biec do przodu, że mijam się kilka metrów z żołnierzem wręczającym medal za ukończenie biegu. Po tych kilku metrach padam na kolana i wyjmuje z piasku butelkę wody mineralnej. Odbieram medal i podchodzę do Legbada. Przybijamy piątkę. Pijemy wodę. To jest ten stan, gdy woda smakuje jak Cola. Na metę wbiegają inni zawodnicy. Grymasy zmęczenia przeradzają się w uśmiechy zadowolenia. W jednej z osób rozpoznaję koleżankę Martę, z którą kilka lat temu trenowaliśmy kickboxing. Same sportowe świry. Wszyscy zmęczeni, ale szczęśliwi. Wracamy się przebrać, odpocząć, poczekać na wyniki…

Gdy wróciliśmy przebrani wyniki były już znane. Zostało wręczenie medali i nagród. Team 1 SGO zajął pierwsze miejsce. Na drugim ekipa Hold The Line, na trzecim żandarmi z Bemowa Piskiego. Nasz team zajął miejsce czwarte na pięćdziesiąt zespołów. Pojawiły się mieszane uczucia. Jadąc tu sprawdzić się w tego typu biegu nie liczyłem na aż tak wysokie miejsce. Z drugiej strony pozostał niedosyt, bo jednak te 6-7 minut, które zabrakło do pudła dawało do myślenia. To ja stałem na chodniku i oklaskiwałem innych na pudle, a nie odwrotnie. Ale nie ma co się smucić więc smutki utopiliśmy w butelce bezalkoholowego piwa marki Fortuna. Jednego ze sponsorów imprezy. Pospacerowałem z chęcią po kilku stoiskach, przyjrzałem się bojowej łodzi motorowej, z której żołnierze akurat demontowali przedni karabin. Sprawdziłem jak ciąży w dłoniach HK G36 z podczepionym granatnikiem. Uspokoiłem myśli…

Pozostało wrócić do domu. W drodze powrotnej podczas trasy przemyślałem sobie przebieg samego biegu. Nie byłem w stanie urwać tych sześciu czy siedmiu minut. Po prostu nie było już z czego. Mógłbym spróbować wyzionąć ducha, ale w ten sposób może zaoszczędziłbym jeszcze minutę czy dwie. Spełniłem natomiast swoje założenia. Spróbowałem się, zrobiłem co mogłem i wyciągnąłem doświadczenie. Wiem co powinienem poprawić żeby wrócić silniejszym. Za rok postaram się sprawdzić, czy miałem rację…

Janek
SGO Szczecin